„Mój dziadek – jako że jabłko nie padło zbyt daleko od pradziadka Łukasza – był z kolei hipnotyzerem, który występował w pomniejszych cyrkach, a całe miasto widziało w tym jego hipnotyzerstwie tylko chęć jak najłatwiejszego przejścia przez życie. Kiedy jednak w marcu Niemcy przekroczyli nasze granice, aby zająć cały kraj, i szli w kierunku na Pragę, jedynie nasz dziadek ruszył do walki z nimi jako hipnotyzer, aby siłą swej myśli zatrzymać jadące czołgi.”
Bohumil Hrabal – „Pociągi pod specjalnym nadzorem”
„Najwspanialej oczywiście powodziło się panu inżynierowi Jehliczce. Przeżywał to, co zazwyczaj człowiek przeżywa tylko raz w życiu. Był upojony jak wódz, który po pierwszej zwycięskiej wyprawie planuje podbój całego świata. Na razie kupił mapę Europy, powiesił ją na ścianie i obliczał, ile lepów na muchy do którego kraju wystrzeli jego generał Popper.
Jako pierwszy kraj padły Czechy.”
Ota Pavel – „Śmierć pięknych saren”
„Bretschneider umilkł i rozglądał się zawiedziony po pustej gospodzie. – Tutaj kiedyś wisiał portret cesarza pana – odezwał się po chwili. – Tam, gdzie teraz lustro.
– No, masz pan rację – mruknął pan Palivec – wisiał tam i srały na niego muchy, więc wyniosłem go na strych. Wiesz pan, jeszcze ktoś pozwoliłby sobie na jakąś uwagę i mogłyby z tego być nieprzyjemności. Czy mi to potrzebne?”
Jaroslav Hašek – „Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej”
Gdybyśmy wszyscy – jak Czesi – umieli w tak nienadęty i zdystansowany sposób patrzeć w lustro, świat byłby lepszym miejscem do życia.
Początki
Vršovice – obecnie dzielnica Pragi. W grudniu 1905 roku, gdy były to jeszcze głębokie przedmieścia stolicy, tutejszy klub piłkarski SK Kotva został przyjęty w szeregi nowo powstałego Czeskiego Związku Piłki Nożnej i zaczął używać nazwy AFK Vršovice. I chociaż akt założycielski podpisano dopiero kilka miesięcy później w lokalu gastronomicznym należącym do matki jednego z zawodników – Otokara Bohaty, to właśnie rok 1905 uznaje się za oficjalną datę powstania klubu, figurującą zresztą do dziś w jego nazwie. Sam zaś Bohata uważany był i nadal jest za jedną z najważniejszych postaci Vršovic tamtego okresu. I nie zmieniły tego nawet jego późniejsze przenosiny do Slavii, lokalnego rywala mającego siedzibę w tej samej dzielnicy. Przenosiny, które może i wstrząsnęły miejscową społecznością, nie na tyle jednak by komuś przyszło do głowy nazywać go zdrajcą lub ciskać w niego łbem świni jak w Luisa Figo sto lat później.
Występujący od początku w zielono białych barwach piłkarze Vršovic, mimo, że niemal połowę składu stracili na frontach I Wojny Światowej szybko stali się jedną z czołowych czeskich drużyn. Ich dom i miejsce rozgrywania spotkań, którym pierwotnie było boisko obok placu zabaw, a później przebudowywany kilkukrotnie w innej lokalizacji stadion, nosi nieformalną nazwę Ďolíček.
W latach 1921-26 drużyna wielokrotnie rywalizowała na arenie międzynarodowej. Jej przeciwnikami byli m.in. Victoria Berlin, Red Star Paryż, Standard Liege, RC Strasburg, SV Lipsk, Sparta Rotterdam, NAC Breda, Slovan Wiedeń, Hajduk Split, Pogoń Lwów czy Wisła Kraków. Z wielu tych spotkań Zielonobiali wychodzili zwycięsko.
Wyprawa na Antypody
W 1927 roku doszło do wydarzenia o fundamentalnym i przełomowym znaczeniu w dziejach klubu. Wydarzenia, które zaważyło na jego przyszłej tożsamości. Jak założenie munduru może uczynić z rekruta przyszłego Napoleona Bonaparte, Eugeniusza Sabaudzkiego lub po prostu Szwejka, tak o przeznaczeniu AFK przesądziła kilkumiesięczna wyprawa do Australii.
W zasadzie do wzięcia w niej udziału zaproszono reprezentację Czechosłowacji, gdy jednak okazało się to z różnych przyczyn niemożliwe, a zastępstwa odmówiły kolejno Sparta, Slavia oraz Victoria Žižkov to właśnie piłkarze z Vršovic podjęli się prestiżowej misji promowania młodej Republiki za granicą. Aby zaś jeszcze godniej ją reprezentować, a przy tym uhonorować gospodarzy i nadać wydarzeniu właściwej rangi, członkowie klubu wpadli na pomysł by podczas tourne posługiwać się angielskojęzyczną nazwą Bohemians, bardziej doniosłą i jak sądzili łatwiejszą do wymówienia niż skromne Vršovice. Co nie tylko zostało pozytywnie odebrane przez opinię publiczną w Czechach, ale i zwiększyło zainteresowanie przebiegiem wyprawy.
W jej trakcie Zielonobiali rozegrali dziewiętnaście spotkań z lokalnymi ekipami w największych australijskich miastach oraz jedno na Cejlonie, gdzie ich przeciwnikiem była drużyna złożona ze stacjonujących na wyspie brytyjskich żołnierzy. Nie poszczególne wyniki były jednak najważniejsze, a zbudowana podczas tourne tożsamość klubu jako eksportowego przedstawiciela czeskiego futbolu i czechosłowackiego państwa, którego dobre imię rozsławiano w najodleglejszym zakątku świata. A co i dziś czynią przecież w ramach pozyskiwania nowych rynków neo-konkwistadorzy i neo-misjonarze z piłkarskich korporacji Madrytu czy Barcelony. Warto więc docenić dalekowzroczną wizję AFK i wyczucie obowiązujących nawet po stu latach trendów.

Tymczasem mieszkańcy Pragi i innych czeskich miast i miasteczek z niecierpliwością wyczekiwali korespondencji z Antypodów, ciekawi jak ich chłopcy sobie tam radzą. A radzili sobie wybornie. Wieczorne Czeskie Słowo w wydaniu z 15 maja 1927 roku donosiło czytelnikom, że w Adelajdzie Vršovice najpierw pokonały po świetnej grze stosunkiem 11-1 Australię Południową, a mecz mimo ulewy obserwowało aż pięć tysięcy widzów, trzy dni później zaś „po zapierającej dech walce” ponownie zwyciężyły 2-1. Drugie spotkanie – jak pisała gazeta – obie drużyny kończyły na skraju wyczerpania, a bramkarz Kulda mimo, że zmagał się z kontuzją dłoni wielokrotnie interweniował z poświęceniem.
Wiemy więc z pierwszej ręki, że Zielonobiali się nie oszczędzali. I zyskali wśród Australijczyków ogromną sympatię. Zatem nie tylko pod względem sportowym, ale i polityczno-propagandowym wyprawa zakończyła się wielkim sukcesem. Czego żywym dowodem była otrzymana w podzięce od gospodarzy para kangurów. Symboliczny dar dla prezydenta republiki Tomáša Masaryka. Decyzją głowy państwa zwierzęta znalazły swój dom w praskim zoo.
Idzie nowe
Gdy w lipcu 1927 roku drużyna wracała z wyprawy, na stołecznym Dworcu Wilsona witało ją piętnaście tysięcy rozentuzjazmowanych mieszkańców Pragi. Źródła nie wspominają by prezydent Masaryk nazywany przez rodaków „Ojczulkiem” zaszczycił ją audiencją, nie wiadomo nawet czy piłka nożna go interesowała, a jeśli tak, któremu klubowi kibicował, można jednak przypuszczać, że jako najbardziej demokratyczny przywódca w tej części Europy, czuł się ojcem wszystkich zespołów i ze wszystkich był dumny. Jednak to nie prezydencka przychylność, lecz zdobyty rozgłos i sympatia wielu zwykłych obywateli stały się przyczyną fundamentalnej zmiany, jaka się dokonała po powrocie z Australii.
Na fali tego entuzjazmu podjęto bowiem decyzję o nadaniu klubowi nowej nazwy, brzmiącej odtąd oficjalnie AFK Bohemians, oraz umieszczeniu w herbie symbolu kangura. Nikogo pewnie nie zdziwi, że do zawodników wkrótce przylgnął przydomek Klokani (Kangury). A ponieważ Kangury przyciągały na Ďolíček coraz większą publiczność zaczęto myśleć o budowie nowego stadionu. Plany zrealizowano w 1932 roku, a nowy obiekt otrzymał oficjalną nazwę Danner’s Bohemians. Inauguracyjny mecz przeciwko Slavii oglądało osiemnaście tysięcy widzów. Był to sezon, w którym Zielonobiali zajęli trzecie miejsce w lidze. Po raz kolejny za plecami obu największych rywali ze stolicy. Jak się miało okazać przez kolejne pół wieku nie udało się tego wyniku poprawić.
Gwiazdą drużyny był w tym okresie napastnik Gejza Kocsis, który w sezonie 1932/33 wywalczył tytuł króla strzelców. Niestety kibice nie oglądali go na Danneráku (ta potoczna nazwa nowego stadionu nie przetrwała próby czasu przegrywając z Ďolíčkiem) zbyt długo, ponieważ w 1934 roku odszedł do budapesztańskiego Ujpestu, zmieniając przy okazji reprezentację Czechosłowacji na węgierską, co zważywszy, że był urodzonym w Bratysławie Węgrem może dziwić tylko na pierwszy rzut oka. Takie praktyki wówczas, zwłaszcza w tej części Europy, nikogo nie szokowały. Zresztą zbierały się nad nią już ciemne chmury i wkrótce ludzie zaczęli mieć inne zmartwienia.

Począwszy od sezonu 1935/36 rozpoczyna się pięcioletni pobyt Bohemians w drugiej lidze. Klub mierzy się z problemami finansowymi spowodowanymi m.in. spadającą frekwencją na stadionie. W czerwcu 1936 roku umiera zasłużony Prezes i główny sponsor Zdeňek Danner. Zdegradowani do roli drugoligowca Klokani słabo radzą sobie w nowej rzeczywistości. Atmosfera staje się coraz bardziej napięta i przygnębiająca.
Lata 1938-45
Po wkroczeniu przez hitlerowców do Pragi i proklamowaniu słowackiego marionetkowego państwa z kolaboranckim rządem księdza Tiso w Bratysławie, Czechosłowacja przestała istnieć. W pierwszej fazie rozbioru (październik 1938), będącej konsekwencją zawartego w Monachium porozumienia między mocarstwami zachodnimi a Hitlerem, przygraniczne Sudety zamieszkane w znacznej części przez mniejszość niemiecką zostały włączone do Rzeszy, w kolejnym etapie zaś, po zajęciu bez walki reszty kraju (marzec 1939), utworzono tzw. Protektorat Czech i Moraw.*
Ponieważ były to obszary o wysokim stopniu uprzemysłowienia, z niezwykle cennymi zasobami dla niemieckiej machiny wojennej, skala wprowadzonego terroru nie była dla społeczeństwa tak dolegliwa jak w okupowanej Polsce. Choć oczywiście polityka Rzeszy względem Protektoratu zmieniała się w zależności od aktualnej hierarchii celów. Punktem zwrotnym, który diametralnie pogorszył warunki życia był bez wątpienia zamach na pełniącego obowiązki Protektora Czech i Moraw Reinharda Heydricha przeprowadzony przez przysłanych z Londynu cichociemnych. A dokonany paradoksalnie nie dlatego, że Heydrich okazał się krwawym oprawcą (choć był nim w istocie), lecz po to by nie udało się nazistom przekabacić społeczeństwa do kolaboracji. Co w jakiejś mierze dzięki zręcznie stosowanej strategii kija i marchewki i tak osiągnęli. Z jednej strony w zarodku tłumiąc wszelkie przejawy sprzeciwu, z drugiej cały czas uświadamiając Czechom, że w razie nieposłuszeństwa podzielą los o wiele brutalniej traktowanych Polaków.
Jak pisze Piotr M. Majewski w książce „Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami. Protektorat Czech i Moraw 1939-45”:
„Dopóki trwała wojna, w interesie Rzeszy leżało przede wszystkim utrzymanie maksymalnej wydajności czeskiego przemysłu, to zaś oznaczało konieczność umiejętnego dozowania strachu bez uciekania się do masowego terroru”.

Jednym z przejawów przemyślanej i zwodniczej polityki hitlerowskich namiestników w Protektoracie było pozostawienie Czechom sporej swobody w nauce, kulturze, sztuce czy sporcie. Działały kina, teatry, muzea, a początkowo nawet wyższe uczelnie. Dlatego też nie zawieszono rozgrywek ligowych, a mecze piłkarskie odbywały się właściwie bez przeszkód. Choć zarówno Czesi jak i Słowacy od 1939 roku organizowali już swe mistrzostwa oddzielnie.
Oczywiście tak jak we wszystkich innych sferach życia należało się do nowych okoliczności dostosować. Nie ominęło to również Zielonobiałych. W 1940 roku anglojęzyczną nazwę Bohemians zastąpiono Bohemią, a klub nosił ją do końca wojny. Ostatniego zwycięzcę ligi wyłoniono w sezonie 1943/44. Została nim Sparta. Na drugim miejscu finiszowała rzecz jasna Slavia. Rok wcześniej kolejność była odwrotna.
Im częściej jednak niemieckie transporty wojskowe zawracały z kierunku wschodniego i kierowały się na zachód, a sytuacja zarówno na froncie jak i w samym Protektoracie się pogarszała, tym nachalniej propaganda obwieszczała ostateczne zwycięstwo Rzeszy splatając z nim los narodu czeskiego. Tak tę schizofreniczną sytuację opisywał Bohumil Hrabal w „Pociągach pod specjalnym nadzorem”:
„Pan radca Murarick rozłożył najpierw kieszonkową mapę Europy, aby na wstępie przeanalizować i naświetlić sytuację wojskową armii niemieckich. Kiedy rozkładał mapę, ukazały się dziury. A było tak dlatego, że radca Murarick nosił tę mapę w kieszeni i poprzecierał jej rogi na zgięciach. A każda dziura w mapie była ogromna niczym Szwajcaria. Murarick poinformował nas również o sytuacji armii w Karpatach, gdzie walczyła piąta armia von Mansfelda, w której był także i jego syn, Brzetysław Murarick, ale na mapie piąta armia wciąż jeszcze znajdowała się w owej przetartej dziurze, już tydzień minął, odkąd do niej weszła, a ciągle nie mogła wydostać się z tego kotła, w którym walczył syn Muraricka; i on podobnie jak ojciec nie umiał dobrze po niemiecku, i zgłosił swój akces do Niemców w ten sposób, że zmienił pisownię swojego nazwiska ze swojskiego Murarzyka na Muraricka. Radca Murarick ciągnął dalej swój wykład i zakreślał ołówkiem na tej mapie koła, które w rzeczywistości zajmowały obszar tak ogromny jak Morze Czarne, i koła te były kotłami, które armia Rzeszy lada chwila zacznie zamykać wokół wrogów, ołówkiem zaznaczył radca Murarick przesunięcia wojsk niemieckich przez Azję Mniejszą do Afryki, gdzie zamknął w kotle wojska angielskie, a potem przez Hiszpanię dostał się na tyły armii amerykańskiej. Jednocześnie nie pominął radca Murarick również sytuacji w Protektoracie, gdzie wprowadza się totalny obowiązek pracy, co przejawia się w zarządzeniach upraszczających szkolnictwo, zamykających muzea, wycofujących niektóre pociągi i dopuszczających uprawianie sportu jedynie w niedziele.”
W lutym 1945 roku klub uroczyście obchodził 40-lecie istnienia. Tak się niefortunnie złożyło, że jubileusz „uświetnili” amerykańscy lotnicy, którzy 14 lutego omyłkowo wziąwszy Pragę za Drezno zbombardowali miasto, dokonując przy okazji poważnych szkód na stadionie. Jedna z bomb spadła bezpośrednio na boisko. I choć szkody usunięto zadziwiająco szybko i sprawnie, zdarzenie to można uznać za symboliczny akt zakończenia okresu okupacyjnego w historii klubu.
Choć może warto jeszcze odnotować, że ostatni „okupacyjny” mecz Klokani rozegrali 1 maja tegoż roku wygrywając 1:0 z SK Vršovice, a pierwszy po wyzwoleniu już 20 maja przeciwko Viktorii Vinohrady, również zakończony zwycięstwem, w stosunku 8-3. W międzyczasie w Pradze wybuchło powstanie. Wszystko zmieniło się więc w niecałe trzy tygodnie. Albo raczej wszystko i nic. Z perspektywy polskiego czytelnika, a już warszawiaka w szczególności może to budzić pewną konfuzję.
Czeska kolej
Po wojnie Czechosłowacja jako ponownie zjednoczone państwo znalazła się w radzieckiej strefie wpływów. Podobnie jak w innych krajach zza żelaznej kurtyny (choć pojęcie to wejdzie do użytku nieco później), w latach 45-48 trwa tam proces zagarniania i konsolidacji władzy przez komunistów. Przedwojenny prezydent Edvard Beneš, który wrócił do kraju i po raz drugi został wybrany na urząd, składa go w 1948 roku po inspirowanym z Moskwy a dokonanym rękami Klementa Gottwalda i jego towarzyszy zamachu stanu. Niepodzielne stery rządów przejmuje Komunistyczna Partia Czechosłowacji. Uosabiana przez Beneša demokracja znów – jak w 38 roku – poniosła druzgoczącą klęskę.
Tymczasem klub, który po zakończeniu niemieckiej okupacji wrócił do tradycyjnej nazwy Bohemians, został jak wszystkie inne sportowe stowarzyszenia włączony do Sokoła, czyli ogólnokrajowej organizacji krzewiącej kulturę fizyczną. Ta potężna przed wojną struktura, rozwiązana w czasach Protektoratu, teraz po ideowym rebrandingu ma służyć komunistom za przybudówkę. Sokół zostaje dodany do oficjalnej nazwy klubu.
Jednak już w 1949 roku ponownie się on przemianowuje na ZSJ Železničáři Bohemians. Železničáři czyli Kolejarze. A zaledwie rok później znikają Bohemians i zostają sami Kolejarze. Pełna nazwa brzmi Zakładowe Jednostki Sokolskie Kolejarze Praga. Niestety Kolejarze po raz drugi w historii zlatują z ligi.
Zanim to jednak nastąpiło, a nawet zanim skończyła się prezydentura Beneša, Klokani odbyli kilka udanych wyjazdów zagranicznych, podczas których – jak za dawnych czasów – reprezentowali czechosłowackie piłkarstwo we Francji, w Szwecji, Norwegii, Belgii, Jugosławii, a nawet w Afryce Północnej.
W 1947 roku czynili honory gospodarza podczas odbywającej się w Pradze pierwszej edycji Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów.
Stalingrad w Pradze
Wkrótce nastąpiła kolejna zmiana. W latach 1951-53 klub nosił nazwę ZSJ ČKD Stalingrad, a następnie do 1962 roku TJ Spartak Praga Stalingrad.
Tak pisze o tym okresie w pracy magisterskiej poświęconej Bohemians niejaki Luboš Kučera z Uniwersytetu Karola w Pradze:
„W drugiej lidze w 1951 roku nastąpiło kilka zmian. Na boisku żużlowym położono trawę, a klub ponownie zmienił nazwę. Zawodnicy sami rozważali przejście klubu do jednostki wychowania fizycznego największego praskiego zakładu przemysłu ciężkiego elektrotechnicznego – Kolbenky z Vysočan, który nosił wówczas nazwę Stalingrad. Zmiana została zatwierdzona i klub rozpoczął nowy sezon jako Spartak Stalingrad, ponieważ wszystkie kluby z tej gałęzi przemysłu nazywały się Spartak. Spadek z ligi przyniósł również odejście kilku zawodników – Pešek odszedł do Sparty, Pavlis i Dvořák do Dukli (wówczas ATK), a Charouzd wybrał hokej.”
W latach 50-tych klub „kursuje” między pierwszą a drugą ligą. Na niższym szczeblu rozgrywkowym spotyka się z przeżywającym równie trudne chwile praskim Dynamem. Czyli Slavią. Sytuacja stabilizuje się dopiero pod koniec dekady, gdy zaordynowana przez trenera Jiříego Rubáša przebudowa zespołu zaczyna przynosić pierwsze efekty. Jego trzon stanowią zawodnicy odrzuceni wcześniej przez Slavię i Spartę. Niechciani gdzie indziej, grają w barwach ekipy z Vršovic przyjemną dla oka piłkę. Podobno nawet kibice obu drużyn spod znaku tzw. „Wielkiego S” przychodzili na Ďolíčkek by ich oglądać.
W 1962 roku Klokani pozbywają się Stalingradu z nazwy i przemianowują na TJ ČKD Praga. ČKD, czyli potężny kombinat zajmujący się m.in. produkcją tramwajów i lokomotyw w czasie wojny wytwarzał dla Niemców czołgi. Jednak cokolwiek by nie zjeżdżało z taśm produkcyjnych niezmienne pozostawało jedno. Piłkarze wciąż dostarczali robotnikom rozrywki. Dla jednych i drugich klub był po prostu Bohemką.
Czechosłowacka piłka przeżywała wówczas swe wielkie chwile. Na mistrzostwach świata w Chile reprezentacja dotarła do najściślejszego finału. Dopiero w nim musiała uznać wyższość broniącej tytułu Brazylii. Najjaśniej świecącą gwiazdą drużyny był Jan Masopust z Dukli. Sama Dukla jednak, choć wówczas bardzo mocna, zajmowała w hierarchii kibicowskich sympatii w Pradze dopiero piąte miejsce. Sytuowała się pod tym względem daleko za Spartą, Slavią, Viktorią Žižkov i Bohemians. Może dlatego, że jako jedyna powstała po wojnie i była jawnie wspierana przez władze. Ze szczególną niechęcią spotykała się stosowana przez nią praktyka podbierania konkurentom wyróżniających się piłkarzy pod pretekstem powołań do wojska.
W ostatniej kolejce sezonu 1962/63 ČKD Praga pokonując w derbach Dynamo Praga przyczynia się do spadku rywali z najwyższej klasy rozgrywkowej. Tłumacząc to na nasze Bohemians spuścili do drugiej ligi Slavię. Zaledwie rok później dzięki uprzejmości tak niemiło potraktowanych sąsiadów, którzy wypożyczyli Zielonobiałym swój stadion, padł historyczny rekord frekwencji na „domowym” meczu Bohemians. Czterdzieści tysięcy kibiców oklaskiwało ich rywalizację ze Spartakiem Sokolovo. Czyli ze Spartą.
Jubileuszowy rok 1965 (60-lecie klubu) został uczczony… Spadkiem do drugiej ligi. Tym bardziej przykre, że zbiegło to się akurat w czasie z przywróceniem Zielonobiałym ich tradycyjnej nazwy. To znaczy niezupełnie tradycyjnej, faktem jest jednak, że jej anglojęzyczny człon znów zaczął być oficjalnie stosowany. Z ligą żegnali się jako TJ Bohemians ČKD Praga.
W tej sytuacji zapewne niewielkim pocieszeniem był list gratulacyjny, który z okazji 60-lecia przysłał do klubu sam Pele.
W kolejnych sezonach Klokani naprzemiennie awansują i spadają. Gdy już wydawało się, że wygrzebują się z dołka, ponownie w niego wpadali. No cóż. Jak śpiewał Karel Gott: C’est La Vie. Takie jest życie.
Narodziny gwiazdy
24 marca 1968 roku. Bohemians grają na wyjeździe z Teplicami. Na pierwszy rzut oka zwykły ligowy mecz jakich wiele. A jednak niezupełnie. Tego dnia zadebiutował bowiem w drużynie 19-letni Antonin Panenka. W przyszłości jedna z legend światowego futbolu. Wykonawca prawdopodobnie najsłynniejszego rzutu karnego w historii. Jego grę opartą na wspaniałych umiejętnościach technicznych będzie się na Ďolíčku podziwiaćprzez długie trzynaście lat. Fenomen, który dziś nie miałby prawa zaistnieć. Owszem, rynek transferowy wyglądał wówczas diametralnie inaczej niż obecnie, piłkarzom zza żelaznej kurtyny o wiele trudniej było wyjechać na zachód, w składach różnych Dynam, Gwiazd czy Górników biegało wielu zawodników, których chętnie widziałyby u siebie Reale i Barcelony, musiały jednak obejść się smakiem, bo takie a nie inne były realia polityczne. W tym sensie przypadek Panenki nie był ani odosobniony, ani tym bardziej wyjątkowy. Gdy owe bariery zniknęły, a piłka nożna się skomercjalizowała takie przywiązanie do barw klubowym stało się czymś wręcz niespotykanym. Dlatego Panenka, który przecież nawet jeśli nie do Realu, mógł z pocałowaniem ręki iść do Sparty, Slavii czy Dukli, zdążył sobie zbudować na Ďolíčku pomnik. Być może to przypadek, ale gdy wreszcie opuścił Bohemians, przez pięć sezonów grał dla Rapidu Wiedeń, którego barwy są… Zielono-białe.
Praska Wiosna
Podobnie jak społeczeństwa całego obozu ludowej demokracji, także w Czechosłowacji ludzie szybko się zorientowali czym owa demokracja jest w istocie. I czym jest budowany przy ich udziale system powszechnej szczęśliwości. Wielu, być może nawet początkowych entuzjastów, nieuchronnie zaczęło zadawać fundamentalne pytanie: jak zachwyca, skoro nie zachwyca? To znaczy niekoniecznie brzmiące dokładnie w ten sposób, bo własnych Gombrowiczów mieli tam na pęczki, ale sens pytania pozostawał niezmienny.
Z odpowiedzią przyjechały czołgi. W obronie zdobyczy socjalizmu.
Szacuje się, że w wyniku podjętej w sierpniu 1968 roku interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji straciło życie 108 osób.
I na długo przestano zadawać pytania.
Komuniści utrzymali się u władzy przez kolejne 21 lat. Aż do tzw. Aksamitnej Rewolucji. A później Czesi i Słowacy się rozwiedli. W zgodzie. Jak małżeństwo, które choć nie chce już być razem, pozostaje w dobrych stosunkach.

Lata siedemdziesiąte
Po licznych niepowodzeniach Klokanom udało się w końcu ustabilizować sytuację i w 1973 roku wrócili do pierwszej ligi. W sezonie inaugurującym ponowny pobyt w elicie dbali głównie o to, aby uchronić się przed spadkiem, ale już w kolejnym zajęli w ligowej tabeli trzecie miejsce dzięki czemu po raz pierwszy w siedemdziesięcioletniej historii klubu awansowali do Pucharu UEFA. Niestety w sposób typowy dla swych okrągłych rocznic i tę uczcili niekonwencjonalnie. Choć wywalczyli wspomnianą promocję do pucharów, to zamiast zdobyć historyczne wicemistrzostwo, dali się zepchnąć na trzecie miejsce, ulegając w ostatnim meczu 0-5 Trzyńcowi, który w końcowym rozrachunku dzięki lepszej różnicy bramek pozostał w lidze kosztem Sparty. Po raz kolejny więc Bohemians maczali palce w degradacji lokalnych rywali. Tym razem w ewidentnie niehonorowy sposób.
Oficjalne obchody święta uczczono turniejem z udziałem Torpedo Moskwa i Górnika Zabrze.
Cała piłkarska dekada została jednak w powszechnym odbiorze zdominowana przez jedno wydarzenie. Tryumf reprezentacji w Mistrzostwach Europy w 1976 roku. Tryumf, w którym kluczową rolę odegrał gwiazdor Zielonobiałych Antonin Panenka. Niekonwencjonalny sposób wykonania przez niego decydującego karnego w finałowym konkursie jedenastek przeciwko reprezentacji RFN, znajdujący zresztą w przyszłości liczne grono naśladowców (w razie niepowodzenia niechybnie stających się obiektem kpin i szyderstwa), a polegający na zmyleniu bramkarza delikatnym podcięciem piłki, przeszedł do historii futbolu i określany jest od tej pory mianem „Panenki”. Nietuzinkowość owa, wyrażająca jak można przypuszczać cechy charakteru egzekutora, jego fantazję i niespotykaną skłonność do ryzyka, gdyż zdecydować się na tak nieszablonowe zagranie w chwili, gdy znaczna część kontynentu wstrzymuje oddech, gdy rozstrzygają się sprawy o doniosłości wręcz metafizycznej, a naprzeciwko staje najlepszy bramkarz globu Sepp Maier, przez co i analogie historyczne się uprawniają, to coś całkowicie innego niż uczynienie tego w meczu „o pietruszkę”. A więc tak, śmiało można powiedzieć, że niekonwencjonalność poczynań Antonina Panenki graniczyła tego wieczoru z szaleństwem. Wielu innych na jego miejscu pod wpływem stresu „zamknęłoby oczy” i po prostu starałoby się trafić. Lecz nie on. On postawił na finezję. Gdyby mu się nie udało zostałby pośmiewiskiem na europejską skalę. Reszta drużyny zapewne jeszcze na boisku by go rozszarpała. Ale się udało. I dzięki temu jednemu kopnięciu piłki przeszedł do legendy. Choć oczywiście takie stawianie sprawy jest dla niego krzywdzące. Był bowiem graczem o wybitnych umiejętnościach. A sprowadzanie ich do pojedynczego, najbardziej nawet spektakularnego zagrania nie ma sensu. Z drugiej strony w piłce nożnej jak w życiu. Pamięta się momenty.
W 1979 roku po zajęciu czwartego miejsca w lidze Klokani po raz kolejny awansowali do Pucharu UEFA, w którym już na początkowym etapie nie sprostali wielkiemu Bayernowi. Choć akurat w Monachium udało im się zremisować. Niestety o odpadnięciu z dalszych gier przesądziła domowa porażka 0-2. Coś jednak zaczęło się w ich grze zmieniać na lepsze. Dało się wyczuć, że wskoczyli na falę wznoszącą, a potencjał drużyny pozwala marzyć o celach wcześniej nieosiągalnych.
Złota dekada (no może pół dekady)
Rok później Zielonobiali zakończyli ligowe zmagania o jedną pozycję wyżej. A w pierwszej rundzie Pucharu UEFA wyszli zwycięsko z rywalizacji ze Sportingiem Gijon. Niestety kolejna przeszkoda okazała się już nie do przejścia. Było nią angielskie Ipswich Town. Późniejszy tryumfator całych rozgrywek. Choć zwycięstwo 2-0 na własnym stadionie i tak należy uznać za sukces, zwłaszcza, że w ostatecznym rozrachunku Anglicy okazali się lepsi o zaledwie jedną bramkę.
W przerwie zimowej sezonu 1980/81 klub stracił swą największą gwiazdę. Do Rapidu Wiedeń odszedł żegnany z honorami Panenka. Mimo to drużyna prowadzona przez wymieniający się na ławce duet trenerski Tomáš Pospíchal – Josef Zadina radziła sobie coraz lepiej. Ponownie stanęła na ligowym podium. Coraz głośniej zaczęto mówić o zdobyciu w najbliższych latach mistrzostwa. I nawet szybkie odpadnięcie z rozgrywek europejskich po dwóch porażkach z Valencią nie uciszyło tych prognoz. Tym bardziej, że większość zawodników była regularnie powoływana do reprezentacji. Na jednym z jej zgrupowań stawili się w rekordowej liczbie dwunastu. W kolejnym sezonie zespół potwierdził swe aspiracje zajmując w lidze trzecie miejsce, a w Pucharze Czechosłowacji docierając aż do finału, w którym dopiero po rzutach karnych uległ Slovanowi Bratysława.
Dla polskiego czytelnika pamiętającego siermiężny PRL zaskakującym może być fakt, że w okresach przygotowawczych między sezonami, gdy nasze drużyny „ładowały akumulatory” biegając po górach, Czesi jeździli na obozy do Hiszpani, Portugalii, Francji, Holandii, RFN, gdzie po prostu grali w piłkę mierząc się z tamtejszymi drużynami klubowymi. Podczas jednej z takich wypraw rozgromili w sparingu Werder Brema stosunkiem 5-1. Być może to właśnie było podstawą tak charakterystycznej dla ich systemu szkolenia zespołowej współpracy, która niezależnie od tego czy trafiło im się akurat bardziej czy mniej utalentowane pokolenie zawsze cechowała naszych południowych sąsiadów. Unikali w ten sposób – w przeciwieństwie do Polaków posiadających w swych szeregach więcej krnąbrnych indywidualistów – spektakularnych klęsk i długoletnich okresów posuchy. A gdy dokładali do tego talent… Zresztą każdy może sam sprawdzić jakie w ujęciu historycznym osiągali wyniki.
Sezon 1982/83 stał pod znakiem największych sukcesów w dziejach klubu. Sukcesów, nienotowanych nigdy wcześniej ani później. Najpierw na jesieni Klokani rozpoczęli piękną przygodę w Pucharze UEFA, w którym kolejno eliminowali Admirę Wacker, Saint-Etienne, Servette Genewa, Dundee United by zatrzymać się dopiero w półfinale na piekielnie mocnym Anderlechcie Bruksela. Równocześnie dotarli do finału Pucharu Czech (czyli de facto półfinału Pucharu Czechosłowacji) pokonani na tym etapie przez Duklę. Lecz przede wszystkim okazali się najlepsi w rywalizacji ligowej. I sięgnęli po upragnione mistrzostwo. Jako jedenasta drużyna w historii ligi czechosłowackiej. Po Slavii, Sparcie, Viktorii Žižkov, Slovanie Bratysława, Dukli Praga, ČH Bratysława, Spartaku Hradec Králové, Trnawie, Zbrojovce Brno i Baníku Ostrawa.
Tytuł króla strzelców z dziewiętnastoma bramkami na koncie wywalczył Pavel Chaloupka, a cała pierwsza jedenastka w składzie: Hruška – Jakubec, Prokeš, Bičovský, Ondra – Chaloupka, Zelenský, Sloup, Levý (tak, to ten sam Stanislav Levý znany z ławki trenerskiej Śląska Wrocław) – Němec, Čermák równocześnie powoływana była do reprezentacji.

We wspomnianym sezonie – co z dzisiejszej perspektywy może nieco dziwić – aż trzy drużyny z Europy Wschodniej zameldowały się w półfinałach kontynentalnych rozgrywek. Bohemians i Universitatea Craiova w Pucharze UEFA oraz Widzew Łódź w Pucharze Europy. I wcale nie był to ewenement. Kluby ze wschodniej części kontynentu docierały tam dość regularnie. Z jednej strony świadczy to o łatwiejszej niż dziś ścieżce dotarcia do tego szczebla rozgrywek, z drugiej jednak o bardziej wyrównanym poziomie i innym porządku panującym w ówczesnej piłce.
Po zakończeniu świętowania sukcesu przyszedł czas na kolejne wyzwania. Klub po raz pierwszy miał przecież wystąpić w Pucharze Europy. A także bronić tytułu mistrzowskiego. Na ławce trenerskiej dochodzi do roszad. Do tego, że Pospíchal z Zadiną zamieniają się miejscami kibice zdążyli się już przyzwyczaić (ostatecznie Zadina trafił do Slavii, ten drugi zresztą też tyle, że później), lecz tego, że Pospíchala po największym tryumfie zastąpi wracający po latach Jiří Rubáš zapewne mało kto się spodziewał. Jednak zdołał on wytrwać na stanowisku zaledwie kilka miesięcy i znów sięgnięto po będącego pod ręką Pospíchala, który krótkotrwałą absencję w roli szkoleniowca spędził pełniąc inne zadania w klubowych strukturach.
Swą przygodę z najważniejszym z europejskich pucharów Zielonobiali rozpoczęli od dwóch pewnych zwycięstw nad Fenerbahce Stambuł. Niestety w kolejnej rundzie lepszy od nich okazał się… Rapid Wiedeń z Antoninem Panenką w składzie. Choć rywalizacja była wyrównana, a o odpadnięciu zadecydowała jedna jedyna bramka stracona u siebie. Na nic więc się zdało domowe zwycięstwo 2-1 w obliczu porażki w Wiedniu 0-1.
Mistrzostwa Czechosłowacji jak już wiemy nie udało się obronić. Klokani zajęli w lidze trzecie miejsce.
W kolejnym sezonie, u progu jubileuszowego roku 1985, znów zanotowali niezły start w Pucharze UEFA eliminując najpierw Apollon Limassol, a później Ajax Amsterdam. Ostatecznie zostali wyrzuceni za burtę przez Tottenham.
Swoje osiemdziesięciolecie klub uczcił otwarciem nowego ośrodka treningowego. W lidze bardzo niewiele zabrakło do ponownego zdobycia tytułu. Wystarczyło w ostatniej kolejce przynajmniej zremisować z Trnavą. Bohemians przegrywają jednak 0-1 i za pięć dwunasta dają się prześcignąć Sparcie, która choć zgromadziła tyle samo punktów, zdobyła tytuł dzięki lepszej różnicy bramek. Na piłkarzy z Ďolíčka ponownie pada cień podejrzenia. Nie dziwi więc, że wobec wypuszczenia z rąk tak dogodnej szansy, w atmosferze gęstniejącej od domysłów, Klokani wyraźnie spuścili z tonu i jesienią nie zagrzali zbyt długo miejsca w Europie. Węgierskie Győri ETO udało się jeszcze wyeliminować, choć nie bez trudu i po dogrywce, lecz FC Koeln okazało się już zdecydowanie za mocne. Ech te okrągłe jubileusze.
Problemy, problemy, problemy…
W kolejnych sezonach Zielonobiali nie potrafią sprostać rozbudzonym aspiracjom kibiców. W ligowej tabeli początkowo jeszcze jako tako sobie radzą, z czasem jednak lecą na łeb na szyję zajmując miejsca w jej dolnych rejonach. W sezonie 1988/89 wręcz cudem uratowali się przed spadkiem. Na domiar złego w realiach chwiejącej się socjalistycznej gospodarki centralnie planowanej klubem wstrząsnęła afera tzw. „czarnych funduszy”. Tak pisze o tych wydarzeniach wspomniany już Luboš Kučera:
„Wiosną 1987 roku w klubie piłkarskim TJ Bohemians ČKD Praha rozpoczęło się śledztwo dotyczące tzw. czarnych funduszy. Członkowie kierownictwa spędzali większość czasu na przesłuchaniach policyjnych, a piłkarzom odebrano paszporty. Dochodzenie ciągnęło się przez dwa lata, a ostateczny wyrok zapadł dopiero w marcu 1989 roku. Jednak przez cały ten czas atmosfera w klubie była bardzo napięta, na zawodników wywierano silną presję psychiczną – nic więc dziwnego, że w dwóch kolejnych sezonach Bohemians nie byli już w stanie walczyć o czołowe miejsca w pierwszej lidze.
(…) 27 lutego 1989 roku przed sądem rejonowym Pragi 10 rozpoczęła się główna rozprawa przeciwko działaczom i piłkarzom TJ Bohemians ČKD Praha. Oskarżonych zostało 26 osób, w tym były przewodniczący sekcji J. Tipek i były sekretarz Zdeněk Svoboda. Byłe kierownictwo zostało oskarżone o to, że w latach 1977–1987 uzyskiwało środki na wypłaty wbrew obowiązującym przepisom (wytyczne Głównego Komitetu Czechosłowackiego Związku Kultury Fizycznej – przyp. Luboš Kučera) i z pozyskanych środków stworzyło nieewidencjonowany tzw. czarny fundusz.
Dziewiętnastu byłych i obecnych piłkarzy zostało oskarżonych o przyjęcie określonych kwot za transfery lub za pozostanie w klubie. Wyroki zapadły 17 marca 1989 roku. Niektórzy zawodnicy zostali uniewinnieni, innych objęła amnestia prezydencka. Pozostali zostali skazani na wyroki w zawieszeniu lub grzywny. Działacze zostali skazani na kary pozbawienia wolności w zawieszeniu oraz na zakaz pełnienia funkcji w Czechosłowackim Związku Kultury Fizycznej przez pięć lat.
Sąd uznał, że poprzez tworzenie czarnego funduszu nie powstała szkoda w mieniu socjalistycznym, gdyż środki te nie opuściły jego sfery. Sąd wziął pod uwagę m.in. realia czechosłowackiego futbolu, w których podobne działania były normą – i dotyczyły działaczy większości, jeśli nie wszystkich klubów nie tylko 1. ligi, ale także innych rozgrywek.”
To jednak nic w porównaniu do kłopotów, w jakie klub popadł w kolejnej dekadzie. Turbulencje lat 90-tych, a więc okresu przemian ustrojowych w Europie Wschodniej w taki czy inny sposób dotykały wszystkich, niewiele sportowych organizacji w regionie przeszło przez nie suchą stopą, ale niektórym dały się one we znaki szczególnie, zagrażając wręcz ich egzystencji. Niestety w tej grupie znaleźli się także Zielonobiali.
W nową dekadę klub wszedł ze zmienioną, krótszą nazwą. Zniknęło z niej bowiem ČKD, które zaprzestało łożenia środków finansowych na drużynę i w ogóle promowania się poprzez sport. Dodatkowo nastąpiły pierwsze spięcia między wielosekcyjnym Towarzystwem Sportowym (Tělovýchovna Jednota – w skrócie TJ) Bohemians a klubem piłkarskim (sekcją) o tej samej nazwie, który z jednej strony chciał się uniezależnić, z drugiej zaś nadal korzystać z należącej do TJ infrastruktury, w tym stadionu. Ich efektem była kolejna zmiana. Od 1993 roku Klokani występują już pod szyldem FC Bohemians.
Liczne roszady na ławce trenerskiej, osłabienia kadrowe i przede wszystkim zawirowania organizacyjno-finansowe doprowadziły ostatecznie do krachu jakim był spadek z ligi w sezonie 1994-95, a więc… w dziewięćdziesiątą rocznicę istnienia klubu.
Nadmieńmy, że spadek ów miał miejsce już w obrębie struktur ligi czeskiej, a nie czechosłowackiej jak w całej jego dotychczasowej historii (z krótką przerwą w okresie okupacyjnym, kiedy Czesi i Słowacy organizowali rozgrywki oddzielnie), bowiem 1 stycznia 1993 roku powstała po pierwszej wojnie światowej federacja obu narodów przestała istnieć i podzieliła się na dwa niezależne państwa.
Wprawdzie już po jednorocznej absencji udało się wrócić na najwyższy poziom, ale wkrótce sytuacja się powtórzyła. Jako drugoligowiec Bohemians zmienili właściciela. Został nim Pavel Švarc, który od jakiegoś czasu wspierał ich finansowo i nie zrezygnował – jak wielu „sezonowych dobroczyńców” tamtego okresu – kiedy obniżyli loty. Nie obyło się bez przepychanek prawnych, gdyż TJ nie zamierzało się łatwo poddać w sporze o to, do kogo w istocie klub należy.
W sezonie 1998/99 – jak się wydawało – Zielonobiałym znów zaświeciło słońce. Zdominowawszy drugoligowe rozgrywki zameldowali się na ekstraklasowym szczeblu, a w składzie sztabu szkoleniowego znalazł się ich były zawodnik Antonin Panenka.
Jednak odniesiony na boisku sukces nie rozwiązał problemów narastających poza nim. Luboš Kučera, będący jednocześnie kibicem Klokanów jako jeden z niewielu zgłębił i szczegółowo opisał kulisy skomplikowanych, mętnych okoliczności i zdarzeń, które doprowadziły popularną Bohemkę na skraj przepaści (a stajemy u progu okresu, gdy zdarzenia owe będą się gmatwać i plątać coraz bardziej), na którym to temacie połamało sobie zęby nawet wielu profesjonalnych dziennikarzy. Oddajmy mu więc ponownie głos:
„Związek Sportowy (TJ – przyp. autora) będący właścicielem stadionu w dolinie Vršovic, postanowił przenieść stadion wraz z terenem do nowo utworzonej spółki Bohemians Real, a.s. Na czele tej spółki stanęli byli działacze klubu piłkarskiego, zwłaszcza były menedżer Dalibor Lacina. Choć Bohemians mieli mieć stadion wydzierżawiony bezpłatnie na 70 lat, spółka Bohemians Real, a.s. chciała wykorzystywać go do celów komercyjnych, jak imprezy czy koncerty, zmieniać warunki najmu i reklamy. Władze klubu stanowczo się temu sprzeciwiły i nawet przez pewien czas rozważały przeprowadzkę na stadion Strahov. Ostatecznie wszystko pozostało po staremu i klub nie musiał opuszczać tradycyjnych Vršovic. Ten spór pokazał, że relacje między klubem piłkarskim a Związkiem Sportowym od dłuższego czasu nie były najlepsze.
W wyniku tego konfliktu nastąpiła zmiana nazwy i formy organizacyjnej klubu. Z FC Bohemians s.r.o. powstała Bohemians Praha a.s., a po wejściu głównego sponsora – towarzystwa ubezpieczeń na życie Commercial Union – klub zyskał nazwę CU Bohemians Praha a.s. Uregulowanie kwestii własnościowych, wsparcie sponsora oraz pewny awans z drugiej ligi dawały nadzieję, że piłka nożna w Vršovicach wraca na właściwe tory.”
No cóż. Nie wróciła. Cała historia i tożsamość Klokanów omal nie odeszły w niebyt w wyniku tego co wydarzyło się w kolejnych latach. Zaczęło się od prawdziwej tragedii.
We wrześniu 1999 roku znaleziono w lesie zwłoki jednego z członków zarządu Bohemians, a zarazem ich byłego zawodnika Jana Sanytrníka. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy śmierć ta miała coś wspólnego z walką o wpływy w klubie i rozliczeniami z tym związanymi, gdyż okoliczności dramatycznego zdarzenia nie zostały do końca wyjaśnione, a policja i prokuratura, mimo, że Sanytrník zginął w wyniku ran zadanych nożem, jako przyczynę wskazały samobójstwo, wiele osób jednak nie ma co do tego wątpliwości.
Nowy właściciel klubu Michal Vejsada, który przejął go w sezonie 2002/03 na dzień dobry musiał zmierzyć się z kolejnym spadkiem do drugiej ligi, co wiązało się z niższymi przychodami. Była to prawdziwa tragedia dla i tak już zadłużonej po uszy Bohemki. Nie pomogła kolejna wyprzedaż zawodników. Pod nowym kierownictwem długi tylko rosły i w pewnym momencie osiągnęły niebotyczną jak na owe czasy wysokość 40 milionów koron. Jak pisze Kučera: „Nad dalszym udziałem w rozgrywkach zawisł znak zapytania, a klub znalazł się na granicy przetrwania. Dodatkowo znów pojawiły się problemy z wynajmem domowego stadionu od TJ.”
Tymczasem kibice, widząc, że ich ukochana Bohemka pędzi w przepaść zorganizowali jej symboliczny pogrzeb przyozdabiając czarnymi barwami klubowe flagi i rozłożoną na murawie wielką zielono-białą koszulkę. Jak się okazało słusznie, bowiem ze względu na fatalną sytuację finansową i nieregulowanie zobowiązań Zielonobiali zostali wykluczeni z drugoligowych rozgrywek, a wyniki meczów z ich udziałem anulowano.

Tym samym w 2005 roku Klokani pobili własne i tak już wyśrubowane rekordy w spektakularności obchodzenia okrągłych jubileuszy i w setną rocznicę swego istnienia dokonali brawurowej samozagłady pozbawiając się możliwości uczestniczenia w profesjonalnych rozgrywkach piłkarskich.
Jak do tego doszło? – pyta Kučera. I sam sobie udziela odpowiedzi: „Bohemians mają długi wszędzie, gdzie to tylko możliwe. Dodatkowo znów dochodzi do niejasnych zmian właścicielskich. Komisja licencyjna, po kilku odroczeniach, ostatecznie odbiera Bohemians licencję zawodową, niezbędną do udziału w drugoligowych rozgrywkach. W efekcie klub nie może dokończyć sezonu i zostaje wykluczony z ligi. Kolejnym nieuniknionym krokiem staje się ogłoszenie upadłości. Co więcej, zgromadzenie klubów drugiej ligi zatwierdza karę w wysokości trzech milionów koron za zakłócenie rozgrywek – kwotę tę musiałby zapłacić Bohemians lub jego bezpośredni następca, jeśli chciałby wystartować w sezonie 2005–2006 w ČFL (trzeciej najwyższej klasie rozgrywkowej).”
Zmiany właścicielskie, o których wspomina Kučera dotyczą m.in. praw do korzystania z marki Bohemians, a więc w pierwszej kolejności nazwy i herbu. Tym samym – i tu następuje nieoczekiwany zwrot akcji – prawa te trafiają do niewielkiego klubiku FC Střížkov Praga 9, należącego do niejakiego Karela Kapra, który dzięki „klepnięciu” tej dziwnej transakcji przez TJ, ni z tego, ni z owego staje się prawnym spadkobiercą stuletniej tradycji klubu z Vršovic.
Wkrótce dojdzie więc do kuriozalnej sytuacji, gdy na trzecioligowym boisku staną przeciwko sobie dwie drużyny roszczące sobie prawa do tych samych barw, nazwy i herbu, a przede wszystkim tożsamości. I obie będą twierdzić, że są Klokanami. Tego nie wymyśliłby nawet sam Kawka. Choć to przecież prażanin. I znał się na takich sytuacjach.
Powstawanie w pocie i znoju jak Kangur z popiołów
A to, że w ogóle mogli na nim stanąć, Bohemians zawdzięczają swym wiernym kibicom, którzy powołali do życia inicjatywę S.O.S. Klokan. W krótkim czasie, dzięki ogromnemu odzewowi na ogłoszoną akcję ratowania klubu zebrali kwotę niezbędną do startu w rozgrywkach, a także zapewniającą przeżycie. Pieniądze na ten cel wpłacali zarówno lokalni sympatycy Zielonobiałych, jak i osoby postronne z całego świata, w tym m.in. z Australii. Akcja ta przypominała swym rozmachem i zasięgiem późniejsze o kilkanaście lat wsparcie jakie płynęło ze wszystkich stron do upadającej Wisły Kraków.
Same, nawet najszlachetniejsze intencje kibiców i doraźne działania nie wystarczyłyby jednak do uratowania Bohemki. Należało podjąć szereg innych czynności, zwłaszcza tych zmierzających do uregulowania jej statusu prawnego. W marcu 2005 roku nieformalne stowarzyszenie S.O.S. Klokan przekształciło się w DFB (Družstva Fanoušků Bohemians), czyli organizację mającą w bardziej usystematyzowany sposób pomagać klubowi. Jej wybitnie demokratyczny charakter polegał na tym, że jednoczyła we wspólnym celu wszystkich bez wyjątku, niezależnie od statusu społecznego i majątkowego. Aktywnym członkiem DFB został m.in. znany sympatyk Bohemki, aktor Ivan Trojan. W misję ratunkową z całych sił zaangażował się też Antonin Panenka, oraz wielu innych byłych piłkarzy.
W porozumieniu z DFB powołano do życia podmiot prawny AFK Vršovice a.s. (czyli po prostu klub piłkarski AFK Vršovice), przemianowany później na Bohemians 1905, który zawarł z syndykiem masy upadłościowej FC Bohemians Praga a.s. ugodę, na podstawie której pozyskano prawa do udziału w rozgrywkach Czeskiego Związku Piłki Nożnej (ČMFS, obecnie FAČR – przyp. autora), a także prawa historyczne i majątkowe FC Bohemians, na co również uzyskano zgodę ČMFS. Tym samym – w myśl zawartej ugody – klub piłkarski Bohemians 1905 został spadkobiercą tego co kibice nazywali po prostu Bohemką. Jej historii i tożsamości. A co zostało – podkreślmy to jeszcze raz – usankcjonowane decyzją czeskiej federacji piłkarskiej.
Ponieważ jednak wspomniany wyżej FC Střížkov natychmiast po przejęciu spornych praw od TJ zmienił nazwę na FK Bohemians Praga, zaistniała owa sytuacja, której absurd polegał na posługiwaniu się tymi samymi prawami przez dwa oddzielne podmioty. Jeden, o którym wszyscy wiedzieli, że jest Bohemką, i drugi, który nabył (a właściwie wydzierżawił) prawa do bycia Bohemką od TJ. A oba stanęły przeciwko sobie nie tylko na sali sądowej, ale i na boisku. Czeski film.
Film ten bije wszelkie rekordy niedorzeczności, gdy uaktywnia się i wysuwa swe roszczenia do wspomnianych praw trzeci pretendent… były właściciel upadłego klubu Michal Vejsada. Zbankrutowany podmiot (FC Bohemians) w 2009 roku przystąpił do rozgrywek na lokalnym, najniższym poziomie, jednak już trzy lata później w związku z niewypłacalnością utracił członkostwo w czeskiej federacji.
Rekapitulując, aż trzy kluby o jakże podobnie brzmiących nazwach: Bohemians 1905, FK Bohemians i FC Bohemians przypisywały sobie prawo do niesienia tej jedynej prawidłowej na zielono-białym sztandarze.
W toczących się latami pełnych zwrotów akcji, apelacji, odwołań i rewizji wyroków procesach sądowych, ostatecznie odnieśli zwycięstwo kibice i cała społeczność Klokanów z Vršovic. I to Bohemians 1905 zostali formalnymi właścicielami swej tożsamości. A także charakterystycznego okrągłego herbu (znaku towarowego) z wizerunkiem kangura i nazwą, którą wymyślono przed laty w celu godnego zaprezentowania się australijskiej publiczności.
Równolegle trzeba było ustabilizować sytuację organizacyjno-finansową klubu, a także stoczyć wojnę o Ďolíček. Jak mówi praski rozmówca Szymona Podstufki w opublikowanym na portalu Weszło reportażu z Vršovic: „(…) ta walka trwała przez dwadzieścia lat, kiedy co roku musieliśmy podpisywać nową umowę na użytkowanie stadionu, nie mając pojęcia czy takową dostaniemy. W 2010 roku firma, do której od 1998 należał stadion odmówiła zarządzania renowacją obiektu, której wymagała od nas czeska federacja. Oznaczało to, że nie będziemy mogli grać na naszym stadionie i że czekają nas przenosiny na pobliski stadion należący do naszego największego rywala, Slavii. Kibice byli oburzeni, zamiast siedmiu tysięcy na mecze zaczęły ich przychodzić zaledwie dwa tysiące. Fani Slavii także nie byli szczególnie zadowoleni. Dlatego postanowiliśmy wspólnie z nimi założyć partię polityczną Desítca pro domácí (w skrócie DPD – przyp. Weszło) i wystartować w wyborach do samorządu dystryktu Praga 10. (…) Tak, z kibicami tej samej Slavii, której wypominamy, że nie jest prawowitym klubem z Vršovic, bo przecież została tu przeniesiona z Letnej w latach 40. XX wieku. Ale, jak to mówią, wspólny wróg jednoczy. Zdobyliśmy 8% głosów i przez cztery lata udało nam się nakłonić urząd dystryktu Praga 10 do wykupienia stadionu z rąk Bohemians Real. Podpisano już wstępne dokumenty, ale wtedy przyszły kolejne wybory i koncepcja się zmieniła. Praga 10 zrezygnowała z wykupu, przekonując, że zawarła porozumienie z urzędem miasta, że to on zostanie nowym właścicielem stadionu. Potrwało to kolejne trzy lata, ale dziś możemy już powiedzieć, że Ďolíček jest stadionem miejskim. I po raz pierwszy od dwóch dekad mamy podpisaną umowę jego użytkowania nie na rok, a na całe dziesięć lat.”
W mozolnym odbudowywaniu Bohemki właściwie od samego początku brał udział urodzony w Wałbrzychu Dariusz Jakubowicz, który jeszcze jako dziecko zamieszkał w Czechosłowacji i po ukończeniu studiów w Pradze odniósł wielki sukces w biznesie z firmą Barvy a Laky. Rodzina Jakubowiczów (jego syn Darek włączył się w bieżące zarządzanie klubem, co zresztą później stało się zarzewiem konfliktu z ultrasami z tzw. Sektora 1905) została głównym udziałowcem Bohemians.

Czytelnikowi mogącemu mieć już i tak mętlik w głowie od natłoku różnych podmiotów, autor oszczędzi opisywania perypetii ze spółką inwestycyjną holdingu CTY Group, która w 2007 roku objęła większościowy pakiet udziałów w klubie. A także rozkładania na czynniki pierwsze jej powiązaniań z innym wymienionymi w tekście osobami i podmiotami, oraz okoliczności jej późniejszego postawienia w stan upadłości. Tym bardziej, że sam się w tych zawiłościach gubi. Poprzestańmy na tym, że jeszcze długo po swym cudownym ocaleniu w 2005 roku, Klokani borykali się z wieloma problemami. I że większościowym akcjonariuszem Bohemians 1905 jest od wielu lat rodzina Jakubowiczów, która odpowiada też za zarządzanie. Choć część udziałów tradycyjnie należy do kibiców, a konkretnie stowarzyszenia DFB, co władze Zielonobiałych nazywają „zinstytucjonalizowaną formą wpływu kibiców na zarządzanie klubem”1.
Cóż, z jednej strony wspólnota interesów z kibicami, z drugiej konflikt z częścią nich. Ot i cała Bohemka. W niej nawet jak jest spokojnie należy oczekiwać nieoczekiwanego.
W maju 2015 roku następuje kolejny zwrot akcji w kwestii posługiwania się nazwą Bohemians. Wyrok apelacyjny miejskiego sądu w Pradze umożliwia FK Bohemians, a więc konkurującemu o prawa do schedy po dawnej Bohemce podmiotowi należącemu do Karela Kapra, występowanie pod tym szyldem. Jak czytamy w opracowanym do udostępnienia w Internecie przez Muzeum Historii Polski artykule autorstwa Dino Numerato o dość długim tytule „Pomiędzy polityką a obywatelskim zaangażowaniem: studium przypadku kibicowskiego trustu Bohemians Praga 1905”: „Praktyczne implikacje tej walki są dobrze widoczne w przypadku transferu wcześniejszego piłkarza Bohemians Jana Morávka do Schalke 04 w marcu 2009 roku (kwota transferu 2,25 miliona euro). Bohemians Praga 1905 przyjął zaliczkę za ten transfer, przekonując o posiadaniu legalnie zweryfikowanych praw do tego kroku. Jednakże, kilka lat po transferze, niemiecki klub wstrzymał wypłatę reszty należności, ponieważ jego reprezentanci nie wiedzieli, do którego klubu powinna ona wpłynąć. Długi i zniuansowany proces dotyczący legalnego dziedzictwa Bohemians został częściowo rozwiązany w listopadzie 2013 roku, kiedy to Komitet Wykonawczy FAČR zdecydował nabyć od FC Bohemians Praga udziały i księgowe należności, a także przypisać je Bohemians Praga 1905.”
Podniesienie się po upadku dzięki zaangażowaniu kibiców, procesy sądowe, wyroki, odwołania, apelacje, długoletnia walka o byt i tożsamość, oraz o to by móc rozgrywać mecze na własnym stadionie, wreszcie mozolna odbudowa przy jednoczesnym gaszeniu wybuchających co chwila pożarów. Oto rzeczywistość, z którą w XXI wieku zmaga się klub z Vršovic.
Drużyna po wygrzebaniu się z trzecioligowego czyśćca i powrocie na najwyższy poziom rozgrywek jeszcze dwukrotnie spadała o szczebel niżej. Ostatecznie udało się ustabilizować sytuację i od sezonu 2013/14 Klokani nieprzerwanie występują w elicie. Są co prawda średniakiem, ale zważywszy na to jak długą drogę przeszli i gdzie dziś, w 2025 roku – a więc 120 lat od swego założenia – się znajdują, to i tak bardzo wiele. Po raz pierwszy od dziesięcioleci mogą obchodzić okrągłą rocznicę we względnie spokojnych warunkach. I nie drżeć o przetrwanie.
A stoczony dzięki zajęciu w sezonie 2022/23 czwartego miejsca w lidze, pojedynek z Bodø/Glimt w eliminacjach do Ligi Konferencji – jak stwierdził zarządzający Bohemians Darek Jakubowicz – wyprzedził rozwój klubu. Cóż, wydaje się to być bardzo rozsądnym podejściem. Choć zapewne wielu kibiców z ultrasami na czele chciałoby więcej.

Klub co roku zwiększa swój budżet i pozyskuje nowych sponsorów (choć kilka lat temu – jakżeby inaczej – kłopoty finansowe jednego z nich ponownie rozbudziły obawy o dalszy harmonijny rozwój Bohemki), dzięki czemu może pozyskiwać coraz lepszych zawodników i inwestować środki w to z czego zawsze słynął, czyli pracę z młodzieżą. Sama tylko rodzina Jakubowiczów zainwestowała w niego ponad trzysta milionów koron, więc gdy wybuchł konflikt z ultrasami, a główny sternik w nerwach zagroził odejściem, znów przez chwilę zrobiło się gorąco.
Mimo wszystko klub rozwija się krok po kroku. Nawet jeśli nie są one siedmiomilowe. Zdaniem zarządu bowiem nie ma dróg na skróty. Należy najpierw położyć fundamenty.
Planowana jest więc m.in. całkowita przebudowa Ďolíčka. Ten niezwykle klimatyczny obiekt, wręcz kultowy zarówno dla całej lokalnej społeczności jak i wielu piłkarskich hipsterów przybywających z całego świata do Pragi by poczuć jego niepowtarzalną atmosferę, z trybunami znajdującymi się tuż przy murawie oraz wieloma miejscami stojącymi, co upodabnia go do starych, jeden za drugim odchodzących do przeszłości stadionów angielskich, tenże Ďolíček więc nie spełnia wymaganych współcześnie od nowoczesnego stadionu standardów. I jego przebudowa jest niezbędna choćby ze względu na ewentualność dopuszczenia go do rozgrywania spotkań w ramach rozgrywek UEFA. Samą historią chcący się rozwijać klub niestety nie żyje. Choć z pewnością, gdy prace ruszą, niejeden sympatyk Zielonobiałych zapłacze za piłkarską katedrą Vršovic i jej ołtarzem, z którego mecze ogląda się na stojąco.
W 2007 roku Radio Prague International przepytało anglojęzycznych kibiców, co sądzą na temat atmosfery panującej na stadionie Klokanów, oraz o ewentualnej przebudowie czy wiszących w powietrzu przenosinach. A jak wiadomo wielu obcokrajowców nie tylko przyjeżdża pozwiedzać, ale też mieszka i pracuje w Pradze na co dzień. I się z nią identyfikuje. Oto kilka odpowiedzi:
Kibic nr 1: „To już nie będą ci sami Bohemians, jeśli pójdziemy gdzie indziej. Jedyne, co możemy zrobić to zostać tutaj i spróbować ocalić to miejsce. To musi być Ďolíček. Bohemians tu się narodzili. (…) Jeśli się wyprowadzimy, stracimy wszystko.”
Kibic nr 2: „Jestem tu już chyba czwarty raz. Lubię czeską publiczność. (…) Lubię też piwo. Zawsze jest dobre. (…) Co sądzę o planowanym remoncie stadionu? To zależy. Czy będzie dużo większy i ładniejszy niż obecnie. Szczerze mówiąc podoba mi się gówniany charakter tego stadionu. Wydaje się bardzo autentyczny.”
Kibic nr 3: „Podoba mi się, ponieważ nie jest tu tak sterylnie jak w Anglii. Jest o wiele lepsza atmosfera, a ludzie są bardziej wyluzowani. (…) Nie sądzę, że trzeba to miejsce przebudowywać. Podoba mi się, że można tu stać wśród innych w tłumie. Daje to lepszą perspektywę na to co się dzieje na boisku. Ale cóż, w piłce nożnej chodzi o patrzenie w przyszłość. Przypuszczalnie zamierzają stać się większym zespołem, więc pewnie dlatego chcą to zrobić.”

Antonin Panenka będący wówczas klubowym działaczem zapytany przez tę samą stację radiową o przebudowę lub niechciane przez nikogo przenosiny na inny obiekt tak to skomentował:
„Ďolíček na pewno należy do tego klubu, a Bohemians należą do Ďolíčka. Ten klub jest tu od wielu dziesięcioleci. (…) Jeśli mówimy Ďolíček, wszyscy wiedzą, że mówimy o Bohemians. Jeśli mówimy Bohemians, ludzie automatycznie myślą o Ďolíčku.”
Cóż, może i zalatuje nieco Majakowskim i jego nieśmiertelnym: „Partia i Lenin, bliźnięta, bracia. Kogo bardziej matka historia ceni? Mówimy Lenin, w domyśle partia, mówimy partia, w domyśle Lenin.”
Pamiętajmy jednak, że był to czas, w którym kibice drżeli o to czy będą dalej mogli oglądać mecze na swym stadionie. W tym konkretnym miejscu. Mającym tak długą i bogatą, osadzoną w lokalności historię. I z całych sił walczyli o to by nie musieć nigdzie się przenosić. Słowa te dawały im więc nadzieję, że Panenka – jako członek klubowego zarządu – będzie ich w tym wspierał.
Każdy klub piłkarski jest nierozerwalnie związany ze swymi kibicami i nie mógłby bez nich istnieć. To znaczy bywają takie, ale nie warto poświęcać im nadmiernej uwagi. Jednak w przypadku Bohemians tę prawidłowość należy rozumieć w sensie ścisłym. Bez nich Klokanów już dawno by nie było. Ich stuletnia historia dobiegłaby końca w 2005 roku. I to tym wszystkim lekarzom, budowlańcom, mechanikom samochodowym, prawnikom, artystom, kelnerom, pracownikom poczty, przedsiębiorcom i ludziom wielu innych zawodów bez względu na stan posiadania i wykształcenie gotowym wspierać ich w potrzebie, będącym z nimi na dobre i na złe, zawdzięczają, że mogą pisać ją dalej. Dlaczego? Bo istnieją wartości łączące ludzi bardziej niż można by przypuszczać. Ludzi, których, gdyby nie one, dzieliłoby wszystko, z poglądami politycznymi i stosunkiem do rozpalających emocje problemów współczesności na czele. Wartości, którymi zazwyczaj nasiąka się w dzieciństwie lub we wczesnej młodości. Ich istotą jest miłość do ukochanej drużyny. Choć przeżywa się ją z różną intensywnością i na różne sposoby, jest noszona w sercu bez względu na wszystko. Czasem można nawet swojego klubu nie lubić. Nie zgadzać się z hasłami wykrzykiwanymi przez siedzącego obok człowieka albo z wywieszanymi na stadionie transparentami. Wściekać się na fatalnie grających zawodników lub nieudolny zarząd. Krótko mówiąc co chwila znajdować dziesiątki powodów by to uczucie w sobie unicestwić. Lecz ono trwa. Bo jest silniejsze od przeżywanego nieraz rozczarowania, wstydu, upokorzenia, zażenowania. Ale i potrafi zapewnić nieporównywalną z niczym innym dawkę euforii. Chwile niekontrolowanej ekstazy. Kto tego nigdy nie poczuł, nie zrozumie. Kto czuje, temu nie trzeba tłumaczyć.
Epilog
W 2014 roku grupka zapaleńców przywdziewających zielono-białe barwy postanowiła udać się na koniec świata i przemieszczając się szlakiem poprzedników sprzed niemal wieku, odnaleźć w Australii źródła i korzenie tego, co uczyniło ich klub na swój sposób niezwykłym i budzącym powszechną sympatię. Powstał z tego fantastyczny, choć amatorski, lecz może właśnie dzięki temu tak autentyczny i chwytający za serce, film dokumentalny.
Bohemko żyj. Może i nie masz na koncie tylu tytułów co Real Madryt czy Bayern Monachium, lecz jesteś swym fanom nie mniej potrzebna. Obyś wciąż dostarczała im wzruszeń.
Przypisy:
* W obu etapach rozbioru brały udział kolejno Polska i Węgry. Najpierw Polacy wymusili na swoją rzecz ustępstwa terytorialne na Śląsku Cieszyńskim (ok. 900 km2), następnie Węgrzy zagarnęli południową część Słowacji i tzw. Rusi Zakarpackiej (łącznie ok. 12 000 km2). Niezależnie od tego czy roszczenia Warszawy i Budapesztu względem ziem leżących dotąd w granicach rozpadającego się państwa były uzasadnione czy nie, bezspornym faktem pozostaje udział sąsiadów w rozbiorze. Nawet jeśli tylko wykorzystali nadarzającą się okazję i agresywną politykę Berlina od samego początku planującego pod pretekstem „sprawy sudeckiej” zająć resztę kraju.
Cytaty i źródła:
Dino Numerato „Pomiędzy polityką a obywatelskim zaangażowaniem: studium przypadku kibicowskiego trustu Bohemians Praga 1905.” Miscellanea Anthropologica et Sociologica 16/4, 83-99
Piotr M. Majewski „Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami. Protektorat Czech i Moraw 1939-45” Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2021
Luboš Kučera „Historia Klubu Lekkoatletycznego i Piłkarskiego Bohemians 1905” Uniwersytet Karola w Pradze, Praga 2005
https://bohemians.cz/article/11034-Desitka-pro-domaci-hleda-ambasadory
https://bohemians.cz/article/6865-Dariusz-Jakubowicz-Chceme-hrat-v-Dolicku
https://bohemians.cz/article/6630-CTY-Group-Takes-Control
https://bohemians.cz/article/13985-Problemy-CTY-Group-se-klubu-netykaji
https://www.facebook.com/bohemians.cz
https://kenguru.cz/index.php/klub
https://weszlo.com/2018/04/01/dwie-dekady-wojny-o-swoje-praskie-kangury-sie-poddaja/