Mistrzostwo wydarte w ostatnich sekundach, czyli szalona końcówka sezonu 2011/12 w Premier League.

W sezonie 2011/12 centrum zmagań o mistrzostwo Premier League znajdowało się w Manchesterze. Z jednej strony drużyna The Citizens, marząca o sportowych sukcesach po przejęciu przez bliskowschodnich inwestorów, ale już z takimi gwiazdami jak Kun Agüero, Carlos Tevez czy Mario Balotelli w składzie. Z drugiej strony Czerwone Diabły, niedawny finalista Ligi Mistrzów, pod wodzą żegnającego się powoli z posadą trenera sir Alexa Fergusona, w barwach których występowali jeszcze m.in. Wayne Rooney, Paul Scholes i Rio Ferdinand. Sezon, który fani piłki pamiętają przede wszystkim z wydarzeń mających miejsce 13 maja 2012 roku, w ostatniej kolejce ligowej. Wtedy, w szalonej końcówce pojedynku przeciwko Queens Park Rangers, Manchester City zdołał odwrócić losy nie tylko meczu, ale też całych rozgrywek, zdobywając pierwszy od 44 lat tytuł mistrza Anglii.

W trakcie rozgrywek obie drużyny z Manchesteru wymieniały się miejscem na fotelu lidera. Przez większą część sezonu wydawało się, że to Obywatele mają większą szansę na podniesienie trofeum. Wystarczy przypomnieć sobie ich zaskakujące wyjazdowe zwycięstwo 1:6 na Old Trafford. Jednak kiepska forma dopadła ich na finiszu.

Na sześć kolejek przed końcem United zdołało wypracować sobie ośmiopunktową przewagę. Jak się wówczas wydawało, przesądzającą o tytule. O sile czerwonej części Manchesteru w tamtym sezonie niech świadczy chociażby mecz z Arsenalem, w którym Kanonierzy zostali zdemolowani przez podopiecznych Fergusona aż 8:2! A trudno przecież powiedzieć, że londyński zespół był wówczas chłopcem do bicia – o nie, podopieczni Arsène’a Wengera zakończyli sezon na 3. miejscu.

Źródło: planetfootball.com

Obie drużyny przystępowały do ostatniej rundy gier z równą liczbą punktów. W tabeli przodowało City jedynie ze względu na lepszy bilans bramek. W meczu wyjazdowym przeciwko Sunderlandowi drużyna Manchesteru United zapewniła sobie skromne, acz pewne zwycięstwo 0:1. Zwycięstwo, które w przypadku porażki lub remisu The Citizens, dawałoby jej tytuł mistrzowski. Mecz na Stadium of Light w Sunderlandzie zakończył się na kilka minut przed końcowym gwizdkiem w drugim meczu: Manchester City – QPR. Wszyscy gracze i kibice Czerwonych Diabłów w napięciu oczekiwali na to, co wydarzy się na City of Manchester Stadium, nie wiedząc, że najgorsze miało dopiero nadejść…

Pomimo objęcia prowadzenia przez City w 39. minucie, w 48. minucie wyrównującego gola dla QPR zdobył Djibril Cissé. Wkrótce potem, w 66. minucie, QPR zdołało strzelić na 1:2. Ale City napierało. Wciąż przy niekorzystnym rezultacie nastał koniec regulaminowego czasu gry. Sędzia doliczył 5 minut. 

Rzut rożny dla City. 91:13 na zegarze. Po dośrodkowaniu Kuna Agüero niedopilnowany Edin Džeko wyskoczył ponad wszystkich obrońców QPR i pewnie wpakował piłkę do siatki głową. Gol dla City, 2:2, ale to United wciąż było mistrzem Anglii. Ciężko sobie wyobrazić, co musieli czuć wówczas kibice Obywateli. Ich twarze wyrażały niedowierzanie, wściekłość, smutek i nadzieję jednocześnie. Niby tak blisko, a wciąż tak daleko.

Źródło: https://www.youtube.com/watch?v=xOt9dmkydwM&

Minuta 93:15. Piłkę kilka metrów przed polem karnym dostaje Agüero. Oddaje futbolówkę Balotelliemu. Ten, otoczony przez czterech obrońców rywala, jakby wślizgiem zdołał skierować ją na wolną przestrzeń, niemal na wprost od bramki. Jak grom z jasnego nieba pojawił się tam Agüero, który urwał się wcześniej obrońcom. Przejął piłkę i minął jeszcze zwodem defensora Queens Park Rangers. Strzał. GOL! 3:2! Euforia! City mistrzem Anglii! Agüero pomknął do linii bocznej, wrzeszcząc z radości i wymachując koszulką, zanim dogonili go inni gracze The Citizens, którzy rzucili się na niego w szale. Trybuny w ekstazie.

Źródło: https://www.youtube.com/watch?v=qrFPRrZLGmU

Sędzia ledwo zdążył wznowić grę po niemal dwuminutowej celebracji City, by zaraz dmuchnąć w końcowy gwizdek i przypieczętować tę niesamowitą wygraną. Kibice natychmiast rzucili się do radosnego szturmu na murawę, by świętować wraz ze swoimi bohaterami ten niewidziany od dekad tytuł. Puchar Premier League przyozdobiony niebieskimi wstęgami.

Źródło: https://www.youtube.com/watch?v=xOt9dmkydwM&

Tymczasem wśród kibiców Czerwonych Diabłów niedowierzanie. Stan podobny do tego, kiedy człowiek dowiaduje się o jakiejś katastrofie, która wydaje się na tyle nierealna, że zupełnie jakby wypierał to, co się stało. Ale to nie trwa długo, szybko trzeba stawić czoła rzeczywistości. Symboliczne jest nagranie z trybun stadionu w Sunderlandzie, na którym wśród ucieszonych jeszcze zwycięstwem kibiców United stoi mężczyzna ze słuchawkami w uszach, nasłuchujący wieści z drugiego meczu. Jak żołnierz na warcie, który ma wypatrywać i informować o nadchodzącym ataku wroga. On już wiedział, ale nie zdążył… Zanim powiedział choćby słowo, wszyscy wokół niego odwrócili głowy, słysząc ogłuszający ryk kibiców Sunderlandu. Triumfalny krzyk obwieszczający, że ich pogromca sam został pokonany.

Źródło: https://www.youtube.com/watch?v=vEDZkikeCzw&

Kibice Manchesteru City znani są z charakterystycznego tańca, w którym łapią się za ramiona i podskakują, odwróceni plecami do murawy. Nazywają ten taniec „doing the Poznań” – podchwycili go od kibiców Lecha podczas meczu Ligi Europy z polską drużyną w 2010 roku. Jaka była wściekłość fanów United, kiedy zobaczyli kibiców Sunderlandu wesoło podskakujących, odwróconych plecami do boiska… Cóż, w środowisku kibicowskim poczucie zemsty jest chyba tym, co motywuje najbardziej.

Doing the Poznań: https://youtu.be/vEDZkikeCzw?si=qt8TVJkL8FQl165N&t=141

Źródło: https://youtu.be/vEDZkikeCzw?si=qt8TVJkL8FQl165N&

W duchu naszego kalkulatora ligowego, zabawmy się w małe „co by było, gdyby”. Dla Manchesteru City był to sezon, w którym wygrali zatrważającą liczbę aż 13 spotkań przewagą co najmniej trzech goli. Najbardziej doniosłe były wspomniane już 1:6 z Man. United na Teatrze Marzeń oraz wyjazdowa wygrana 1:5 z Tottenhamem.

Co by więc było, gdyby za wygraną co najmniej trzema bramkami zwycięska drużyna nagradzana była jednym dodatkowym punktem, zupełnie jak w lidze polskiej z sezonów 86–90 (odnośnik do tekstu o lidze polskiej)? Okazuje się, że przy takiej zmianie zasad The Citizens cieszyliby się z tytułu mistrza Anglii już na dwie kolejki przed końcem rozgrywek, osiągając ostatecznie 4-punktową przewagę nad zespołem z czerwonej części Manchesteru. Nawet gdyby przy stanie 2:1 przeciwko QPR uznali, że i tak są mistrzami i nie warto się przemęczać, to nadal przewodziliby w tabeli z bezpiecznym jednym punktem zapasu. Wszystko przez to, że Manchester United zdołał uzbierać nadal niesamowitą, ale nieco mniejszą liczbę dziewięciu meczów wygranych co najmniej trzema golami. W tym wspomniane 8:2 z Arsenalem.

Nie byłoby więc wybuchu radości po golu Kuna Agüero. Nikt pewnie nie wbiegłby na murawę stadionu w euforii, a zawodnicy nie byliby odprowadzani do szatni przez ochroniarzy. Kibice Sunderlandu nie tańczyliby pełnego krwistej zemsty „Poznania”. Sezon 11/12 pozostałby w pamięci jako symbol powrotu Manchesteru City na szczyt, ale jego końcówka nie byłaby kojarzona z jednym z największych comebacków w historii futbolu. 

Czy system premiujący co najmniej trzybramkowe wygrane sprawdził się w lidze polskiej? Czy ukrócił wszechobecną korupcję lat 80.?

            Zabaw się tabelą Premier League na własną rękę. Jak sezon 11/12 wyglądałby przy innych zasadach punktowania? Wstaw swoją tabelę na social media i oznacz KulturaGry.pl.