W przestrzeni publicznej od wielu lat istnieje dość powszechne przeświadczenie, że ligowi rywale napinają się na Legię. Że każdy sprawdza w kalendarzu datę wyjazdu na Łazienkowską oraz termin wizyty Wojskowych na własnym stadionie. I że oprócz ewentualnych spotkań derbowych są to dla wszystkich najważniejsze mecze w sezonie. Mniej lub bardziej rzeczowo i obiektywnie potwierdzają tę tezę tzw. eksperci. A ich słowa odzwierciedlają się na boisku, na którym można zaobserwować szczególne zaangażowanie i wolę walki z jaką przeciwnicy próbują się warszawskiej drużynie przeciwstawić.
Jako kibic Legii z naprawdę długim stażem sam nieraz przeżywam frustrację w związku z tym co widzę z trybun czy na ekranie telewizora. I zadaję sobie pytanie: Co oni tak biegają jak harty? Czemu się po prostu nie położą? I nie wypną tyłków? Kiedy rywale stawiają zbyt duży opór rodzi się we mnie podświadoma niezgoda na tę sytuację. I złość, że to akurat na nas tak się zawzięli. Czemu nie na kogoś innego? Nam zwycięstwo należy się przecież z urzędu. Bo jesteśmy Legią.
To samo myślą pewnie kibice wyżej notowanych europejskich zespołów (ostatnio najczęściej angielskich), gdy zdarza im się mierzyć z Legią. I przegrywać. Bo wtedy to my spinamy się na nich. I to nasi piłkarze biegają wówczas jak harty. Jak lamparty. Jak konie wyścigowe. A żywiołowy doping trzydziestu tysięcy rozemocjonowanych kibiców omal nie rozsadza stadionu.
Całkowicie pomijam w kontekście tytułowego pytania kwestię umiejętności i jakości piłkarskiej. Nie o nie mi tu i teraz chodzi. A tylko i wyłącznie o zaangażowanie. O mityczne „serducho”. Nawiasem mówiąc nie istnieje taki organ jak „serducho”. Brzmi równie głupio co „dawanie z wątroby”.
Kiedy praktycznie co tydzień widzę drużyny wypruwające sobie na boisku żyły i wypluwające płuca (czy tam dające z wątroby hehe) w jednym jedynym celu: aby jak najlepiej zaprezentować się przeciwko Legii, kiedy patrzę na piłkarzy, którzy jeden po drugim od mniej więcej siedemdziesiątej minuty zaczynają kłaść się na murawie, bo nie wytrzymują narzuconych sobie obciążeń i łapią ich skurcze, wtedy zaczynam się zastanawiać co te nieboraki z sobą poczną za tydzień, w kolejnym meczu. Czy sztab medyczny zdąży postawić ich na nogi? I czy do tego czasu nie umrą z wycieńczenia?
I wówczas nieodmiennie przychodzi mi do głowy myśl: dziś wygraliście/zremisowaliście z Legią, a za tydzień przegracie ze Stalą Mielec. Z całym szacunkiem (serio) dla Stali Mielec. Niech będzie Motor czy inny Bruk-Bet. Wszystko jedno.
Tak, wiem, warszawka i takie tam. Wielu uważa nas za dupków. Często skądinąd słusznie.
Wreszcie przyszła mi do głowy myśl, żeby to sprawdzić.
Nie. Nie to czy jestem dupkiem. Proszę nie wyciągać pochopnych wniosków. Sam wiem, kiedy nim jestem, a kiedy nie. Wiedzę tę zdobywa się wraz z życiowym doświadczeniem. Przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić jak sobie w następnej kolejce ligowej radzą drużyny, które odniosły zwycięstwo nad Legią.
Żeby ów drobny eksperyment nie przerodził się w ciężki od danych statystycznych almanach, postanowiłem ograniczyć się do ostatnich dziesięciu sezonów. Zakończonych sezonów, a więc bez trwającego obecnie. Nie interesowało mnie miejsce rozgrywania meczu, pozycja w tabeli przeciwnika przed i po rywalizacji z Legią, to czy gra on w tym konkretnym momencie w europejskich pucharach albo w Pucharze Polski, ani żadne inne zmienne. Poza jedną. Skoro przedmiotem dociekań było to, jak sobie radzą (uwaga: teza) WYCIEŃCZENI PRZEZ NIĄ RYWALE, należało wykluczyć ostatnie kolejki sezonu/rundy, mecze przed przerwą reprezentacyjną itd. Zawęziłem więc zakres czasowy między jednym spotkaniem ligowym a drugim do maksymalnie ośmiu dni. Czyli zwykły cykl ekstraklasowy. Bez uwzględniania ewentualnego udziału w żadnych innych rozgrywkach.
Zakładając z góry, że:
A) WYGRANA Z LEGIĄ TAK WYCIEŃCZA PRZECIWNIKÓW, ŻE ZAZWYCZAJ PŁACĄ ZA NIĄ W KOLEJNYM MECZU PORAŻKĄ
Uznałem, że dla świętego spokoju należy zweryfikować prawdziwość tego założenia i dopiero wówczas odrzucić dwie pozostałe możliwości tj.:
B) ZWYCIĘSTWO NAD LEGIĄ JEST POD TYM WZGLĘDEM DLA PRZECIWNIKA NEUTRALNE, BO W KOLEJNYM MECZU REMISUJE
C) POKONANIE LEGII USKRZYDLA PRZECIWNIKA I W NASTĘPNEJ KOLEJCE PONOWNIE WYGRYWA
Bądź jak Jacek Laskowski – pomyślałem. Bo gdyby nasz najbardziej obcykany w statystykach komentator sportowy stwierdził dajmy na to, że Robert Lewandowski w sezonie 2017/18 zdobył 37% bramek w obuwiu koloru różowego, 21% goli w butach żółtych, co do zaś pozostałych zdobyczy bramkowych kolor sprzętu się nie liczy, bo były to strzały głową, wówczas pomyślałbym: skoro pan Jacek tak mówi, to z pewnością tak jest. Nawet jeśli te dane nie mają żadnego znaczenia.
Ale cóż… Z liczbami się nie dyskutuje.
Jakież więc było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że w analizowanych dziesięciu sezonach (począwszy od sezonu 2015/16), w których rywale Legii po jej pokonaniu rozgrywali kolejny mecz ligowy nie później niż w ciągu następnych ośmiu dni, a wystąpiły 63 takie przypadki, drużyny te:
A) ODNIOSŁY 25 ZWYCIĘSTW (39,7%)
B) ZANOTOWAŁY 22 REMISY (34,9%)
C) 16 RAZY SCHODZIŁY Z BOISKA POKONANE (25,4%)
Krótko mówiąc wyjściową tezę można włożyć między bajki. Okazuje się, że w niemal ¾ przypadków przeciwnicy po pokonaniu Legii nie spoczywają na laurach, tylko punktują dalej, a zwycięstwo nad warszawiakami nie jest celem samym w sobie, po odhaczeniu, którego można właściwie zawiesić buty na kołku i przejść na piłkarską emeryturę.
Przypuszczam zresztą, że powyższa pobieżna analiza więcej mówi o nas, kibicach Legii (wiem, że wielu myśli podobnie) niż o naszych przeciwnikach. Czas zejść na ziemię. Czego innym dowodem fakt, że od czterech lat nie zdobyliśmy mistrzostwa.
Nasze teksty to zwykle efekt kilku tygodni pracy – zbierania danych i źródeł, analizowania, sprawdzania faktów i wyciągania wniosków. Wszystko po to, by oddać w Twoje ręce ciekawą i merytoryczną treść. Stawiamy na rzetelność i bierzemy pełną odpowiedzialność za to, co publikujemy.
Nie znajdziesz u nas wyskakujących banerów ani migających reklam. Chcemy, żeby czytanie tekstów na KulturaGry.pl było przyjemnością, bez niepotrzebnych rozpraszaczy.
Jeśli uważasz, że to, co robimy, ma sens i chcesz pomóc nam rozwijać KulturaGry.pl, możesz postawić nam wirtualną kawę na BuyCoffee.com. Jeśli nie możesz lub nie chcesz wesprzeć nas finansowo, możesz zapisać się do naszego newslettera – to dla nas również ogromna motywacja.




