Czy sędziowie sportowi są uczciwi? Gdyby zapytać przeciętnego kibica, odpowiedź pewnie brzmiałaby: „nie”. Gwiżdżą faule, kiedy fauli nie ma. Uznają bramki po spalonych. Bywają ślepi na zagrania ręką. Większość kibiców powiedziałaby pewnie, że to ich ulubiona drużyna zwykle jest poszkodowana. Mimo że logika tego twierdzenia jest z gruntu fałszywa, to jednak fani sportu wiedzą, co mówią. Choć czasy Fryzjerów tego świata na najwyższym poziomie sportowym już chyba minęły, to twarde badania naukowe pokazują, że nawet najlepiej wyszkoleni arbitrzy mogą faworyzować pewne grupy zawodników. Szczególnie tych ze swojego kraju, o podobnym kolorze skóry czy grających u siebie.
A przecież ich bezstronność to fundament zawodowego sportu. Nie ma miejsca na sędziowskie widzimisię, kiedy milimetry decydują o medalach, a sekundy o sławie. To ich decyzje mogą budować i burzyć kariery, rozniecać wojny, decydować o milionowych zyskach i stratach. Co by było, gdyby w ’86 na Estadio Azteca sędzia zauważył rękę Maradony i zamiast gola dla Argentyny pokazałby boskiemu Diego czerwoną kartkę? Cztery minuty później nie padłby być może najpiękniejszy gol w historii futbolu, kiedy to, niesiony siłą anielską, Maradona mijał jednego Anglika za drugim, by finalnie umieścić piłkę w bramce i dać narodowi argentyńskiemu znacznie więcej niż dumę – by dać mu vendettę. Gdyby arbiter gwizdnął wtedy przewinienie, historia potoczyłaby się inaczej. Może dziś Diego nie byłby wcale nazywany boskim?
Po to właśnie w sporcie pojawiła się technologia. Choć czasem odnieść można wrażenie, że zatrudniona została przez ponurego żniwiarza do zabijania emocji i pasji w sporcie, to nie sposób odmówić jej jednego – pozwala zminimalizować błędy. Ale nie jest w stanie objąć wszystkiego. Wciąż wiele rozstrzygnięć zależy wyłącznie od ludzkiego oka i interpretacji. A te mogą być wrażliwe na coś, na co nie powinny – subiektywizm i stronniczość.
Gdy sędzia i zawodnik mówią jednym językiem
Przenieśmy się do Szwajcarii – mekki finansjery i miłośników sera. Ten górzysty kraj to nie tylko siedziba najważniejszych organizacji sportowych, ale też swego rodzaju naturalne laboratorium do badań naukowych. I wcale nie chodzi o CERN pod Genewą, a o badania społeczne. Szwajcaria to Europa Zachodnia w pigułce – miks, w którym mieszają się germańska metodyczność, francuska pompatyczność i włoski temperament. W kraju, w którym występują cztery języki urzędowe, z łatwością można przyjrzeć się, jak pochodzenie sędziów wpływa na podejmowane przez nich decyzje. Przecież zarówno arbitrzy, jak i gracze oraz zespoły z różnych kantonów mieszają się ze sobą w Swiss Super League.
Wyniki są wręcz spektakularne. Jak wyliczono, zespoły pochodzące z tych samych regionów językowych co sędziowie danego meczu zdobywają średnio o 0,4 punktu więcej! Te drużyny otrzymują też systematycznie mniej żółtych (o 0,3 mniej) i czerwonych (o 0,1 mniej) kartek. Nie dlatego, że są lepsze – po prostu są „bliższe” arbitrowi.
Ale nie tylko o język chodzi. Mowa jest elementem szerszej identyfikacji narodowej. Jeśli bliżej nam do tych, którzy mówią tym samym językiem, to nie inaczej będzie wobec rodaków ogółem. Rzeczywiście, analiza dwunastu sezonów Ligi Mistrzów wykazała, że zawodnicy tej samej narodowości co sędzia o 10% częściej mogli liczyć na korzystne dla siebie gwizdki – zwłaszcza w końcówkach meczów i w spotkaniach o dużą stawkę.
Piłka piłką, a co z innymi sportami? Tak się składa, że niemniej uprzedzeni narodowościowo są sędziowie w polskim sporcie narodowym numer dwa (przynajmniej do czasu). Ekonomiści odkryli, że arbitrzy w skokach narciarskich przyznają „swoim” średnio o 0,1 punktu więcej. Brzmi jak niewiele, ale może to decydować o podium lub jego braku. Jak się okazuje, jednymi z najsilniej faworyzujących sędziów są ci znad Wisły. Małyszomania, stochomania czy żyłomania wyraźnie zrobiły swoje.
Gdy kolor skóry zmienia decyzje
Narodowość to tylko początek. Podobnej faworyzacji można było doszukać się w podziałach rasowych, które sięgają przecież dużo dalej w przeszłość niż idea państw narodowych. Badanie meczów NBA z lat 90. i początku początku lat 2000. pokazało, że rozjemcy częściej gwizdali przewinienia przeciwko zawodnikom o innym kolorze skóry niż ich własny. Wbrew typowemu postrzeganiu dyskryminacji rasowej (biali wobec czarnych) to biali koszykarze byli częściej stroną pokrzywdzoną. Sprawa odbiła się szerokim echem, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, i trafiła na pierwsze strony gazet.
Uwaga mediów związana z publikacją badania obejmowała relację na pierwszej stronie New York Timesa, materiały w największych stacjach informacyjnych, na ESPN, w rozmowach radiowych, mediach sportowych oraz komentarze gwiazd koszykówki – LeBrona Jamesa, Kobego Bryanta i Charlesa Barkleya – oraz dyrektora NBA Davida Sterna.
~ J. Price, J. Wolfers, 2010
Jak się okazało po kilku latach, po medialnej burzy efekt zniknął. Liczba fauli się wyrównała. Nie wprowadzono żadnych zasadniczych zmian w przepisach ani innych reform instytucjonalnych. Wystarczyła świadomość zjawiska. Niezwykle istotny wniosek dla wszystkich walczących przeciwko dyskryminacji rasowej w sporcie.
Sędzia kalosz. Jak presja trybun wpływa na decyzje?
Wyobraźmy sobie scenę: 89. minuta meczu. Gospodarze przegrywają jedną bramką. Piłka ląduje w polu karnym gości. Napastnik teatralnie pada jak rażony piorunem, próbując wymusić jedenastkę po bardzo wątpliwym kontakcie z obrońcą. Zwija się w konwulsjach, chowając twarz w dłoniach, jakby mając świadomość, że telewidzowie natychmiast rozpoznaliby udawany grymas bólu. Trybuny w euforii. Tysiące gardeł krzyczy, domagając się wskazania na wapno. Co zrobi sędzia? Okazuje się, że często ulegnie.
Sprawie postanowili przyjrzeć się naukowcy. W piłce nożnej często bywa tak, że rozstrzygnięcie, czy upadek na murawę to ordynarna symulka, czy wynik przewinienia, wcale nie jest oczywiste. Trudno więc na tej podstawie wyrokować, czy sędziowie są bardziej łaskawi dla gospodarzy, czy dla gości przy decyzjach o faulach. Podobnie ze spalonymi “na milimetry”. Jednak istnieje inny, bardziej obiektywny wskaźnik – doliczony czas gry. Spodziewalibyśmy się bowiem, że w sytuacji, gdy drużyna gospodarzy będzie na pozycji przegrywającej, arbiter, w wyniku presji trybun, może przeciągać mecz dłużej, niż powinien. Czy tak dzieje się w rzeczywistości? Zdecydowanie. Jak pokazały badania, gdy gospodarze przegrywali lub remisowali, sędziowie dodawali w doliczonym czasie nawet o kilkadziesiąt sekund więcej niż w odwrotnej sytuacji! Obserwacje były takie same niezależnie od ligi – w Niemczech, Anglii, Włoszech, Brazylii i Kolumbii sędziowie ulegają presji tłumu. Za to pierwszej połowie różnic brak. Wtedy jeszcze jest czas, by odrobić straty. To w końcówce meczu sędziowie ewidentnie sprzyjają gospodarzom.
Jeśli to nie jest wystarczająco przekonujące, podam kilka dodatkowych argumentów. Faworyzacja sędziowska nasiliła się po zmianie systemu punktowego z 2 na 3 punkty za wygraną. Podobną tendencję obserwuje się pod koniec sezonu, gdy stawka jest wyższa. Faworyzacja wzrasta również wraz ze wzrostem frekwencji na stadionie. Jest natomiast mniejsza, gdy wokół boiska znajduje się bieżnia, która zwiększa dystans arbitra od kibiców.
Co się stało, gdy kibice zamilkli?
Pandemia sprawiła, że stadiony na całym świecie opustoszały. Na trybunach nastała głucha cisza. Kibice, sól futbolu, jakby rozpłynęli się w powietrzu. Echo uderzeń piłki zamiast chóralnych okrzyków było czymś niespotykanym. Nagle… sędziowie zaczęli gwizdać inaczej. Zespół badaczy przeanalizował ponad 6 tysięcy meczów w 23 ligach piłkarskich przed i w trakcie COVID-u. Efekty? Drużyny gospodarzy przestały być tak wyraźnie faworyzowane. W niektórych ligach przewaga gospodarzy zmniejszyła się o połowę. Zmniejszyła się liczba żółtych kartek dla drużyn przyjezdnych (w zależności od ligi, o 0,2-0,6), wzrosła liczba upomnień dla gospodarzy. Sędzia w ciszy, bez społecznego ciśnienia, to inny sędzia niż ten, który przez 90 minut podatny jest na doping kibiców gospodarzy.
Podsumowanie
Tego rodzaju stronniczość wśród sędziów wynika bardziej z naturalnej skłonności do faworyzowania „swoich” niż z uprzedzeń wobec innych. Co więcej, wydaje się, że nie dzieje się to z premedytacją i pełną świadomością. To efekt społecznej presji i dowód na to, jak nasza percepcja zależy od kontekstu. A przecież mówimy o ludziach, którzy są zawodowo trenowani, by być odporni na wpływy. Poddawani są permanentnej ocenie, wyposażeni w nowoczesne narzędzia i świadomi, że jedno potknięcie może zakończyć ich karierę. Ile więc takiej stronniczości znaleźć można w innych dziedzinach życia?
Źródła
Dohmen, T. (2008). The Influence of Social Forces: Evidence from the behavior of football referees. Economic Inquiry, 46(3), 411-424
Dohmen, T., Sauermann, J. (2015). Referee Bias. Journal of Economic Surveys, 30(4), 679-695.
Faltings, R., Krumer, A., Lechner, M. (2023). Rot-Jaune-Verde: On linguistic bias of referees in Swiss soccer. Kyklos, 76(3), 380-406.
Krumer, A., Otto, F., Pawlowski, T. (2022). Nationalistic bias among international experts: evidence from professional ski jumping. The Scandinavian Journal of Economics, 124(1), 278-300.
Pope, B. R., Pope, N.G. (2015). Own-nationality bias: Evidence from UEFA Champions League football referees. Economic Inquiry, 53(2), 1292-1304.
Pope, D.G, Price, J., Wolfers, J. (2018). Awareness Reduces Racial Bias. Management Science, 64(11), 4988-4995.
Price, J., Wolfers, J. (2010). Racial Discrimination Among NBA Referees. The Quarterly Journal of Economics, 125(4), 1859-1887.