Weronika Możejko zajmuje się rozwojem piłki nożnej kobiet w PZPN, w przeszłości rzeczniczka AP Orlen Gdańsk. Komentatorka meczów w TVP, Polsat i Viaplay. Popularyzatorka kobiecego futbolu.
EURO 2025 w Szwajcarii to przełomowy moment dla polskiej piłki nożnej kobiet. Nasza reprezentacja po raz pierwszy zagra na wielkim turnieju. Stawka wykracza daleko poza boiskowe wyniki. To szansa na trwałą zmianę – większą rozpoznawalność, silniejszą ligę, lepsze warunki dla zawodniczek i inspirację dla kolejnych pokoleń dziewczyn marzących o karierze sportowej. O tym, co już udało się osiągnąć i co jeszcze trzeba wywalczyć, mówi Weronika Możejko.
Michał Kowalik: Pierwszy mecz Polek na Mistrzostwach Europy, a zarazem debiut na imprezie tej rangi, zbliża się wielkimi krokami. Jakie nadzieje wiążecie z turniejem?
Weronika Możejko: Jesteśmy jedną z szesnastu drużyn, które zakwalifikowały się na turniej, więc to już jest duże wyróżnienie i historyczne wydarzenie dla polskiej piłki kobiecej. Wiemy, że na papierze nasze rywalki grupowe są silniejsze, ale w futbolu mecze rozstrzygają się na boisku. Piłkarki za cel stawiają sobie co najmniej wyjście z grupy. Łatwo nie będzie, ale już teraz możemy być z nich dumni. Sport to jedno, ale oprócz tego, wiążemy z udziałem w turnieju duże nadzieje na rozwój piłki kobiet w Polsce ogółem. Chcemy położyć fundamenty pod dobre rezultaty w przyszłości. Tak, aby tegoroczne EURO było pierwszym z serii awansów na duże imprezy. Zależy nam, żeby piłkarki swoim występem zainspirowały młode dziewczyny do grania w piłkę, klubowych włodarzy do zakładania sekcji dziewczyn, media do mówienia o naszej dyscyplinie, a społeczeństwo do wywierania presji na dobre wyniki.
To bez wątpienia ogromna szansa dla całego środowiska. Z doświadczenia jednak wiemy, że zainteresowanie dużymi turniejami, po ich zakończeniu, szybko wygasa. Czy mimo to widzisz szansę na trwałe, strategiczne zmiany?
Mamy świadomość, że po okresie wzmożonego zainteresowania, nieunikniony będzie powrót do codzienności. Chcemy jednak, aby EURO było katalizatorem zmian. Potrzeba wiele pracy, aby przede wszystkim wzmocnić nasze krajowe rozgrywki i zwiększyć ich popularność – przekierować uwagę kibica śledzącego reprezentację na rozgrywki ligowe. Świadomość kibiców, że w ogóle mamy ligę kobiecą w Polsce, jakie kluby w niej grają, jest teraz bardzo niska. Gdyby zrobić ankietę uliczną, to niewiele osób odpowiedziałoby na takie pytania. Jesteśmy na etapie, kiedy do świadomości publicznej dopiero trafia, że mamy kobiecą reprezentację. Dlatego potrzeba zaangażowania wszystkich interesariuszy – klubów, sponsorów, mediów, PZPNu – aby ten efekt EURO się nie rozmył. Samo się nic nie zrobi, wszystkie ręce na pokład!
Wyjdźmy na chwilę poza Polskę. Wzrost kobiecych klubów w Europie Zachodniej jest spektakularny. W raporcie Football Money League wyliczono, że piętnaście największych europejskich klubów urosło przez jeden sezon o 35%. Jest to poziom widziany tylko wśród najlepszych startupów. O ile teraz różnica finansowa między piłką damską i męską jest spora, to w takim tempie wzrostu najlepsze damskie kluby za kilka lat dogonią męską średnią półkę. Czy myślisz, że to jest realne? Czy taki wzrost się utrzyma?
Jest kilka klubów w Europie, które już teraz robią poważny biznes i mają przed sobą naprawdę dobrą perspektywę. Jednak patrząc szerzej, przede wszystkim musimy sprawić, aby futbol kobiecy sam na siebie zarabiał. Porównanie do startupu jest bardzo trafne – teraz inwestujemy, żeby później wyciągać korzyści. Pamiętajmy, że kobieca piłka była zakazana w Europie przez 50 lat – kiedy mężczyźni rozgrywali mundial za mundialem, turniej za turniejem, kobiety musiały walczyć ze sprzeciwem władz. Choćby z tego prostego powodu jesteśmy w tyle. Trudno mi powiedzieć czy kiedyś dogonimy futbol męski, ale nie tylko o to chodzi. Nasza misja jest znacznie szersza. Przede wszystkim chcemy być sportem dostępnym. Żeby każda młoda dziewczyna wybierając zajęcia dodatkowe, pomyślała też o piłce nożnej. Żeby informacje o rozgrywkach były dostępne na każdym portalu z wynikami. Ważne jest dla nas, żeby piłkarki godnie zarabiały i mogły utrzymywać się ze sportu.
W kwestii zarobków – słyszy się postulaty o równych zarobkach piłkarzy i piłkarek. Rzeczywistość jest jednak bardziej brutalna. Z niedawnego raportu FIFA wynika, że tylko około 70% zawodniczek na najwyższym poziomie zarabia wystarczająco, aby być w stanie utrzymać się tylko ze sportu. Czy nie jest to szokujące?
Zarobki kobiet i mężczyzn wcale nie muszą być równe. Kilka znanych piłkarek regularnie przebija się do mediów postulując równe zarobki i nadając burzliwy ton debacie. Ale dla większości zawodniczek ważniejsze są po prostu godne zarobki. Obecnie, o ile nie jest się na górze drabiny płacowej, to zwykle po zakończeniu kariery, a czasem nawet w jej trakcie, konieczne jest szukanie dodatkowej pracy. Podkreślmy, że mówimy o profesjonalistkach, rywalizujących na najwyższym poziomie, które codziennie poświęcają dla sportu długie godziny i inwestują w to swoje własne środki. To i dobre warunki pracy są dla nas ważne w pierwszej kolejności, przed gonieniem płac mężczyzn.

Jeśli zarobki są niewystarczające, to pod znakiem zapytania staje rozwój sportowy. Pasja, nawet największa, rachunków nie zapłaci. Jeśli nawet niektóre bardzo dobre piłkarki stają przed dylematem: sport czy inna ścieżka kariery, to musi mieć to negatywny wpływ na perspektywy całej dyscypliny. Z jakimi jeszcze barierami w rozwoju zmagacie się na co dzień?
Przede wszystkim bariery mentalne. Podam przykład. Wydawałoby się, że Polacy lubią utożsamiać się ze zwycięzcami. Kiedy rodacy odnoszą sukcesy w nawet dość niszowych dyscyplinach, to robimy z nich sporty narodowe – Adam Małysz w skokach, Robert Kubica w F1, Ola Mirosław we wspinaczce. Można się więc było spodziewać, że kiedy polska kadra kobieca awansuje na EURO, to będziemy się utożsamiać z sukcesem i kibicować piłkarkom. Oczywiście po części tak było, ale co zaskakujące, nasze reprezentantki zderzyły również się ze ścianą hejtu. Otrzymywały mnóstwo wiadomości, że piłka to nie miejsce dla nich, że powinny zająć się czymś bardziej kobiecym, włącznie z najbardziej stereotypowymi i podłymi określeniami „do kuchni”.
Nie jestem w stanie tego pojąć. Z czego wynikają takie reakcje?
Piłka kobieca, z natury rzeczy, jest kojarzona z wartościami postępowymi, inkluzywnymi. W dzisiejszym świecie pełnym uproszczeń, postrzegana jest jako pewna światopoglądowa opozycja, konkurencja wobec bardziej tradycjonalistycznej piłki męskiej. Zupełnie jakby sport był zerojedynkowy – albo jedna dyscyplina, albo druga. Absolutnie tak nie jest, nikogo do niczego nie zmuszamy! Chcemy oferować możliwości – dziewczynkom do uprawiania tego pięknego sportu, a kibicom do przeżywania emocji na trybunach i przed telewizorami.
Jak temu zaradzić?
Kluczowa jest wspomniana już dostępność. Wrogie reakcje powinny tracić na sile, kiedy przyzwyczaimy społeczeństwo, że piłka kobiet jest czymś normalnym. Duża rolę do odegrania mają szkoły oraz lokalne związki i kluby sportowe, w promowaniu i przyciąganiu młodych dziewczyn na treningi – tak żeby one same oraz ich rodzice zobaczyły, że może to być fantastyczne hobby także dla nich, co siłą rzeczy przełoży się na popularność piłki zawodowej. Najważniejsza jest praca u podstaw.
Właśnie, popularność. Na Zachodzie jest ogromna. Co rusz słyszymy o meczach kobiet, na które bilety wyprzedają się do ostatniego krzesełka na największych wielotysięcznikach – Camp Nou, Wembley, Emirates Stadium i innych. Ciekawi mnie, kim jest kibic kobiecej piłki?
Nie jest to jednorodna grupa, ale możemy wymienić kilka wyróżniających się cech. Przede wszystkim, przynajmniej obecnie, jest to kibic świeży – taki, który zainteresował się tą dyscypliną dopiero 2-3 lata temu. Fakt, że kobieca piłka jest mniejsza od męskiej, może paradoksalnie być jej zaletą. Kibic widzi w piłkarkach trochę koleżanki z boiska. Wie, że po meczu ma szansę na autograf i krótką rozmowę, co wzmacnia jego zaangażowanie. Obserwujemy nowy, ciekawy model kibicowania. Sporo fanów śledzi na pierwszym miejscu ulubione piłkarki i to dla nich przychodzą na stadion, niekoniecznie dla drużyny. Są i tacy, którzy chcą podpiąć się pod pędzący pociąg popularności i pokazać się na meczu. Co oczywiste, część kibiców przekonują po prostu walory sportowe.

Atmosfera jest inna niż na męskich stadionach?
Na trybunach panuje wysoka kultura dopingu. W 100% skupiamy się na wspieraniu własnej drużyny, a nie obrażaniu przeciwnika. To przyciąga rodziny z dziećmi, które chwalą przyjazną atmosferę i nie boją się, że młodzi nasłuchają się bluzgów.
Wyczytałem, że pierwszym kontaktem i źródłem zainteresowania dyscypliną są dla 30% fanów żeńskie reprezentacje narodowe, a nie kluby…
Co jeszcze ciekawsze, aż co trzeci nie interesował się wcześniej piłką nożną w ogóle! Ta statystyka zrobiła ogromne wrażenie na szczycie futbolowej hierarchii, w UEFA i FIFA, które zauważyły w tym segmencie niszę i szansę na niezły zarobek.
Na pewno, choć z tego co mówisz wynika, że sport wcale nie musi być tym najważniejszym czynnikiem przyciągającym na stadion. Czy można traktować mecz nie tylko jako rywalizacja sportowa, ale też, a może i przede wszystkim, jako sposób na spędzenie popołudnia?
W innych krajach, zwłaszcza kiedy kobiety grają na tych głównych, dużych stadionach klubowych, to często przed meczem jest wielka impreza – jest DJ, strefa kibica, strefy sponsorów, atrakcje dla młodszych i starszych. Między innymi właśnie rozszerzając dzień meczowy o tego typu wydarzenia, udało nam się przyciągnąć rekordowe 10 tysięcy widzów na ostatni mecz Polska – Rumunia. Jasne jest jednak, że jedną imprezą, jak za pstryknięciem palców, nie zapełnimy całego stadionu. Utożsamianie kibiców z kobiecą piłką to długotrwały proces, który obejmuje nie tylko sam dzień meczowy, ale też cały szereg działań promocyjnych na długi czas przed meczem. To praca zespołowa wielu osób, nie tylko w PZPN-ie. Ten rekord pokazuje, że było warto i daje motywacyjnego kopa do dalszego wysiłku.
Może za dużo tych porównań do piłki męskiej, ale patrząc tabele ligowe na Zachodzie rzuca się w oczy, że większość drużyn odnoszących sukcesy to połączone marki męskie i kobiece – FC Barcelona Femení, Arsenal Women FC, Olympique Lyonnais Féminin – dotyczy to nie tylko samego topu, ale już niemal wszystkich pierwszoligowych zespołów w silnych ligach. Z czego to wynika?
Podróżując po Europie widzimy ewidentnie, że męskie kluby są katalizatorem rozwoju kobiecej piłki. Wynika to z ogromnych zasobów, którym brakuje klubom wyłącznie damskim. Mówimy o zbudowanej bazie wiernych kibiców, zapleczu infrastrukturalnym, zasobach ludzkich, doświadczeniu i wiedzy, sile marki, oraz oczywiście o możliwościach finansowych. Bardzo istotne są kompetencje i profesjonalizm, które naturalnie biorą się z doświadczeń zdobytych w piłce męskiej. Cały szereg przewag jest dostępnych tylko dla klubów łączonych. Najłatwiej zauważalnym efektem synergii dla przeciętnego kibica jest wspomniane już dzielenie się stadionem. Duże drużyny grają zwykle kilka meczów na głównych stadionach klubowych. Ewenementem w tym zakresie jest Arsenal, którego piłkarki od przyszłego sezonu będą rozgrywać wszystkie pojedynki na Emirates Stadium – nie możemy już powiedzieć, że jest to obiekt drużyny męskiej, skoro obie sekcje mają do niego taki sam dostęp.
W Polsce ten trend nie jest jeszcze aż tak silny. Mamy kilka połączonych ekip jak GKS Katowice, Lech Poznań, Legia Warszawa, Pogoń Szczecin, ale sporo jest też drużyn wyłącznie damskich. Czy łączenie to droga, którą powinny pójść polskie kluby?
Nie wszystkie kluby są świadome korzyści z tego wynikających, ale te które wymieniłeś zauważyły, że na łączeniu można wiele zyskać. Wydaje mi się, że kluby w Polsce – te męskie – nie do końca zdają sobie sprawę, że na szczycie damskiej drabiny futbolowej są już konkretne pieniądze do podniesienia. Mówimy nie tylko o dobrze płatnym udziale w europejskich pucharach, ale też rosnącym zainteresowaniu sponsorów. Na początku trzeba trochę zainwestować, ale można oczekiwać zwrotu w rozsądnym czasie. Dobrym przykładem jest Lech Poznań, który zaczynał od samego dołu i w przeciągu kilku lat dotarł do zaplecza Ekstraligi, z aspiracjami do bycia wkrótce na topie.
Może warto wprowadzić takie regulacje na poziomie PZPN-u, które trochę wymuszałyby inwestycje klubów w piłkę kobiecą?
Podręcznik licencyjny wymaga od klubów posiadania sekcji kobiecej, ale pozostawia pewną dowolność, bo nie precyzuje czy chodzi o sekcję seniorską. Dlatego wystarczy posiadanie drużyny juniorek, aby spełnić ten wymóg. Mam wątpliwości czy zmuszanie to odpowiednia droga, ale na pewno warto zachęcać. Dobrym przykładem jest Manchester United, który bronił się na wszelkie sposoby, ale pod presją angielskiej federacji zainwestował w zespół kobiet – bardzo udanie, w ostatnim sezonie piłkarki zajęły 3. miejsce w lidze.
Wytłumacz mi proszę jeszcze jedno. FIFA chwaliła się w 2018 roku, że opracowała pierwszą strategię rozwoju kobiecego futbolu. UEFA wypuściła taki dokument w 2019, a PZPN dopiero w roku 2022. Czy to znaczy, że wcześniej nie było żadnej strategii?!
Rozumiem konsternację i tak właśnie było – działania realizowane były głównie z doskoku. Dopiero niedawno, kiedy włodarze dostrzegli w dyscyplinie potencjał (w dużej mierze finansowy), pojawiła się potrzeba uporządkowania działań i postawienia jasnych, mierzalnych celów. Wcześniej piłka kobieca była pewną odnogą dla podstawowych działań federacji. Dziś traktuje się ją całkiem na poważnie.
To na koniec, co po powrocie ze Szwajcarii?
Awans na EURO 2025 to wielkie święto, ale nie oznacza to, że praca się kończy. Przeciwnie, jeśli chcemy, by kobieca piłka nie była tylko sezonową ciekawostką, lecz trwałym elementem sportowego pejzażu, potrzeba codziennego wysiłku, konsekwencji i współpracy. Piłkarki zrobiły swoje – udowodniły, że warto na nie stawiać. Teraz piłka jest po stronie reszty środowiska.
Śledz nas na social mediach!
Piłka nożna kobiet usłana jest mitami – o równych zarobkach, o kiepskiej oglądalności, o marnym poziomie. Rzeczywistość jest inna! Przed #EURO2025 rozmawialiśmy z W. Możejko z PZPN, która odpowiada za rozwój tej dyscypliny.
— kulturagry.pl (@kulturagrypl) July 4, 2025
➡️Przeczytaj rozmowę: https://t.co/WIa9eK2bB6